środa, 29 kwietnia 2015

Nowa Postać


IMIĘ I NAZWISKO: Ember Satari
PSEUDONIM
: Em, kotek
PŁEĆ
: kobieta

WIEK
: 23 lata (nieśmiertelna)

POCHODZENIE
: z lasu równikowego 

CHARAKTER
: Wesoła i pogodna dziewczyna, nie dostrzegana przez innych. Jest raczej cicha, jednak lubi obecność bliskich. Sprytna. 
WYGLĄD
: wysoka, cały czas blada. Włosy w kolorze kości słoniowej. Oczy błękitne.
MOTTO
: ,, Lepiej kochać i widzieć jak kochany odchodzi niż nikogo nie kochać"
SYMPATIA
: fajnie by było gdyby znalazła, ale kto pokocha takiego dziwoląga...
NAŁÓG
: brak

HOBBY/ZAINTERESOWANIA
: gotowanie, kocha gotować. Całe dnie potrafi spędzić przy kuchni. Zna ogromną ilość przepisów. 

UMIEJĘTNOŚCI
: -
potrafi zmienić się w tygrysa:



- świetnie gotuje
BROŃ: nie ma
RODZINA
:
- Samanda ( reszta nie znana)

MIEJSCE ZAMIESZKANIA
: w małym domku w lesie
HISTORIA
: Ember urodziła się w małym miasteczku. Tam wychowywała się z mamą. Miała dość normalne dzieciństwo. Kiedy dostrzegła, że może zamienić się w tygrysa- wygnano ją z miasta. Dom znalazła w lesie, tam nikt nie będzie się jej bał. 
AUTOR
: niki987

Od Raya CD Lucifery

Gdy się położyłem dziewczyna już spała. Myślałem, że jej towarzystwo będzie dla mnie uciążliwe po tym co usłyszałem od staruszki. Podczas rozmyślania zasnąłem.
***
Obudziłem się gwałtownie słysząc jak ktoś woła. Rozejrzałem się zdezorientowany po pokoju. Zobaczyłem jak Lucy niespokojnie śpi, rzucając się po łóżku. Wisiałem tak dość długo zastanawiając się co zrobić. Nie chciałem by przez cały czas rzucała się, a co za tym idzie byłaby nie wyspana. Postanowiłem, chociaż przeczuwałem, że dostanę za to po głowie, ale nie dbam przesadnie o swój honor. Przytuliłem ją delikatnie, tak by jej nie zbudzić. Z jakiegoś powodu trochę się uspokoiła. Poprawiłem pozycję, tak by przy okazji jej nie zbudzić. Szybko zasnąłem...

< Lucifero? >


Od Alex CD Leoś, Zevran

Powiedziałam:
- Aha. Już pamiętam.- Uśmiechnęłam się do fioletowłosego. Poszłam poszukać Zevrana, bo gdzieś uciekł, chyba go to przerosło. Zawodowy podrywacz kobiet, a tu zakochał się w nim mężczyzna. Po pewnym czasie go znalazłam. Powiedziałam:
- Zevran ktoś do ciebie.- Chyba się domyślił, bo westchnął głośno. Zapytałam, ponieważ wiedziałam, że źle się czuł- Zrobić coś dla ciebie? Oczywiście nic w TYM guście. Jedynie mogę ciebie przytulić, w co wątpię, że będziesz chętny.
Odczekałam chwilę i już chciałam odejść gdy Zevran przytulił mnie w talii.



Mocno przyciągając do siebie. Tkwiło wtedy we mnie wiele uczuć, złość, smutek, tęsknota, rozbawienie i wiele innych, ale nie miałam jak ich wyrazić. Stałam tak chwilę, czując ciepły oddech bruneta na karku. Przez myśl przeszło mi "Kiedyś już się takie coś zdarzyło" i to była prawda. Tom kiedyś mnie tak przytulił jak byliśmy pokłóceni. Cała złość ze mnie uleciała, nawet nie wiedziałam dlaczego. Również poczułam inne uczucie, ale upokorzenia. Nie dlatego, że Zevran mnie przytulił, bo nie przeszkadzało mi to, ale z innego nieznanego mi powodu. Nie chciałam o tym myśleć, może nie chciałam sobie czegoś przypomnieć. Zevran przyciągnął mnie mocniej do siebie. Czułam jak jego klatka piersiowa się unosi, poprawił swoją głowę, zapewne moje włosy wchodziły mu do nosa. Usłyszałam kroki i powiedziałam cicho:
- Zevran...


< Zevran? Leoś? >

Od Willa CD Charlotte

Nie zwracałem najmniejszej uwagi na kłótnie za plecami. Przejrzałem księgę, której treść potwierdziła słowa kobiety. Obróciłem się na pięcie, nadal trzymając księgę jak zawodowy filozof. Oznajmiłem:
- A więc tak, Charles ma rację... Vincent jak nie wierzysz tu masz księgę.- Wyciągnąłem ręce z książką w jego stronę, ale on strącił ją na ziemię. Zżółkniałe kartki poleciały we wszystkie strony, rozwiane przez wiatr. Złapałem wszystkie, które potrafiłem. Słyszałem jak szkielet wydziera się na Ann:
- A więc ich też omotałaś?! Przekonajmy się czy jak ciebie zabije to coś zmieni, najwyżej pomęczę się jeszcze trochę.- Kościotrup wyrwał sobie kolejne żebro i zamachnął się na kobietę, lecz ona odepchnęła atak. Kości Vinca klekotały głośno, zostawiając po sobie nie przyjemne trzaski. Spojrzałem na Charlotte i odpaliłem płomyk. Brakowało mi tego...


< Charlotte? >

Od Lucifery CD Ray

Byłam w lekkim szoku.
Położyłam się na wielkim łożu, na samym skraju, by on też miał po drugiej stronie miejsce. Kiedy on poszedł za parawan, westchnęłam cicho.
Nie przykryłam się leżąc z głową na poduszce. Moją głowę zaprzątało wiele myśli. Dopiero teraz zaczęłam się tak naprawdę zastanawiać, dlaczego go uratowałam... 
Zasnęłam mając przeczucie, że i tej nocy będę miała koszmary. Usłyszałam jeszcze jak Ray wychodzi zza parawanu, mój kącik ust drgnął lekko do góry i całkowicie oddałam się snu.

< Ray? >

wtorek, 28 kwietnia 2015

Od Keayli CD Eva, ktoś....

Wróciłam do domu bardzo szybko. Gryf spoglądał na mnie jeszcze przez chwile, a potem kłapnął dziobem i poleciał na swoją wieżyczkę. Na dachu było coś w rodzaju gniazda, ale zadaszone i ocieplone.
Uśmiechnęłam się i weszłam do budynku. Wewnątrz było przytulnie, przynajmniej za zwyczaj. Teraz mróz gór wdarł się do środka i zostawił nieprzyjemne zimno. Podeszłam do kominka i zaczęłam rozpalać drwa.  Poszło mi nadzwyczaj dobrze, szybko poczułam na palcach ciepło płomyków. 
Dopilnowałam żeby ogień dobrze się rozpalił i poszłam do łaźni. Było to miejsce wyłożone białymi kafelkami.  Z boku stał potężny piec, roboty krasnoludów i elfów. Dwie bardzo mądre rasy stworzyły piec który rozpalało się za pomocą dźwigni, a woda grzała się w kilka minut. Piec łączył się również z sauną ale nie miałam zamiaru z niej dzisiaj korzystać. Odczekałam chwile, po czym zrzuciłam z siebie ubrania. Oczywiście ostrożności nigdy za wiele i pod odzieżą ukryłam sztylet. 
Odkręciłam kurki w ogromnej wannie i usiadłam na jednym ze stopniów, sięgnęłam po flakoniki stojące na obrzeżach i wlałam z każdego kilka mililitrów. Woda zaczęła się pienić i pachnieć żonkilami. Czułam jak z każdą chwilą naczynie napełnia się, ciepła ciecz muskała moją skórę. Odprężając moje mięśnie.

***
Weszłam do ciepłego już salonu ubrana w zwiewną piżamę. Popatrzyłam za okno i zobaczyłam pędzącego ognistego konia.
 - A jednak uciekła...- szepnęłam cicho i poszłam nalać sobie wina.

<Eva? A może ktoś inny?>

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Od Raya CD Lucifera

Nie koniecznie byłem zachwycony tym, że Lucifera siedziała w pokoju gdy się kąpałem. Może jej to nie przeszkadzało, ale mi owszem. Owinąłem się szczelnie ręcznikiem, by nie pokazać czegoś przez prześwit między materiałem. Dziewczyna chwile patrzyła na mnie, ale spuściła wzrok. Miałem zamiar się przebrać, bo było mi wstyd. Jednak usiadłem obok dziewczyny. Po tym co usłyszałem od staruszki czułem się nieswojo w towarzystwie Lucy, zapewne dlatego, że nasłuchałem się wszystkiego co było możliwe. Miałem nadzieję, że źle ją zrozumiałem... Miałem ogromna nadzieję. Gdyby ktoś to usłyszał powiedziałby, że jestem tchórzem. Może i byłaby to prawda, ale mimo mojego wieku nie myślałem o tym. Potrzepałem głową by wyrzucić na razie zbędne myśli. Przez przypadek pochlapałem dziewczynę wodą. Powiedziałem:
- Wybacz.- Zabrałem inny ręcznik i zacząłem wycierać jej twarz. Dodałem- Rozmawialiśmy o różnych, dosyć krępujących rzeczach, o których nie chciałabyś słyszeć, ale i tak pewnie wiesz to.
Odsunąłem się od niej patrząc w jej niebieskie oczy. Wiedziałem, że posunąłem się za daleko, przynajmniej dla mnie. Powiedziałem, próbując przywołać uśmiech na moją twarz:
- To ja pójdę się przebrać, bo takie paradowanie półnago jest dla mnie krępujące.- Rozejrzałem się odruchowo po pomieszczeniu...

< Lucifero? >

Od Lucifery CD Ray

Owinięta w ręcznik siedziałam na krześle przy dwuosobowym stoliczku w pokoju i piłam herbatę. Służąca nimfa przyniosła mi ją wraz z sałatką i zmieniła wodę w wannie na świeżą, gorącą. 
Zastygłam mając filiżankę przy ustach, kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi. Odwróciłam głowę. 
- Ach, to ty. Ray - posłałam mu słaby uśmiech. - Radzę ci wziąć kąpiel.
- Em... e.. - zająknął się. - Może ja wrócę... jak się ubierzesz.
- Stój - powiedziałam, kiedy chciał już wychodzić. - Pójdę za parawan.
Wzięłam ostatni łyk i odłożyłam przy pustej misce po sałatce owocowej.
Poszłam za parawan. Kiedy ubierałam swoją piżamę - czyli krótkie spodenki i podkoszulek, wszystko w czarnym kolorze - usłyszałam plusk.
Wyszłam przebrana i spojrzałam na chłopaka, któremu była widoczna tylko głowa. Miał lekki rumieniec na twarzy od kiedy wrócił do pokoju.
- Umyć ci plecki? - zapytałam i się cicho zaśmiałam.
Wzdrygnął się jakby mu było zimno.
- To trochę krępujące jak na mnie patrzysz - powiedział.
- Od pasa w górę nie masz się czego wstydzić - stwierdziłam. - Nanami odnośnie męskich członków powiedziała: ,,Skoro widziałaś jednego, to widziałaś wszystkie'.
- Nie rozumiem.
- Wszystkie męskie narządy rozrodcze wyglądają tak samo... może jeden jest dłuższy.... a inny krótszy - ziewnęłam.
- A ty...?
- Żyję tysiąc sześćset trzydzieści pięć lat - westchnęłam. - Widywałam niejednokrotnie. No i... mój współlokator Adrian chodzi nago po mieszkaniu jak gdyby nigdy nic.
- To ten shinigami, który był z tobą, kiedy miała mnie rozjechać ciężarówka?
- Tak - odparłam. - Mieszkam z nim i Nanami.
- To dlatego tak często o nich mówisz.
- To moi przyjaciele - odparłam. - To mi przypomniało, że zapomniałam opowiedzieć ci więcej o mojej rasie...
Spojrzał na mnie przejawiając zaciekawienie.
- Ale długo bym o tym opowiadała, a chce mi się już spać. W przeciwieństwie do Aniołów i Demonów, Shinigami muszą spać - ziewnęłam. - Ale opowiem ci początek, jak to było. Jesteśmy starą rasą, ludzie zaczęli nas nazywać bogami śmierci, a my byliśmy tylko shinigami... ale to się przyjęło... te określenie. Nie myśl o shinigami, że jesteśmy idealni jak inne rasy bóstw. Rodzimy się brzydcy, albo ładni. Zależy to od naszych genów. Ja byłam brzydkim ludzkim dzieckiem. Dopiero po szesnastym roku życia... wyładniałam... jak to określiła Nanami... ona zawsze była piękna... - potrząsnęłam głową, by nie zapędzić się w opisywaniu jej. - Shinigami nie tylko zbierają duszę... duży procent stanowią ci z administracji i archiwum... większość kobiet pracuje w archiwach tak jak Nanami, a mi się udało zdobyć posadę jako żniwiarz. Wszyscy żniwiarze mają kosy i okulary, dzięki którym łatwiej im ocenić duszę.
- Ty ich nie masz - zauważył myjąc się.
- Mam, ale wyglądam w nich okropnie, dlatego ich nie noszę. Im więcej ludzi tym bardziej zapracowani są shinigami dlatego niektórzy... mają dziecko z innym shinigami albo z człowiekiem.
- Shinigami mogą spotykać się z ludźmi? - zdziwił się i jego oczy dziwnie błysnęły.
- Oczywiście, że mogą. Możemy się w nich zakochiwać, możemy się z nimi przyjaźnić, mieć dziecko... które pewnie też będzie shinigami. Ja, Adrian i Nanami nie mamy dzieci, jesteśmy za młodzi. Moja matka była człowiekiem, a ojciec był shinigami - westchnęłam. - Miłość shinigamiego może przetrwać wiele stuleci, ale życie człowieka jest takie krótkie...dlatego kiedy umrze nasz wybranek... czujemy gorycz w gardłach i wielki smutek... serca nas bolą. Dlatego większość z nas woli wybrać partnera shinigamiego. 
- Mówisz to tak, jakbyś...
- Tak, kiedyś, bardzo dawno temu, kiedy miałam pięćdziesiąt lat... kochałam człowieka. Zginął od ciosa nożem między żebra. Nie pamiętam już mojego cierpienia, bo nie trwało ono długo.
- Nie uratowałaś go, a go kochałaś - zauważył.
- Fakt. A mimo, że ciebie nie znałam to ocaliłam cię, Ray. Nigdy tego nie robiłam. Nie wiem czemu to zrobiłam. Może to przeznaczenie? - zapytałam patrząc przez okno. - Powiesz mi o czym rozmawiałeś z naszą gospodynią? - zapytałam. Ray wyszedł z wody i owinął się ręcznikiem.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na jego szczupłe ciało, lecz szybko spuściłam wzrok.

Ray? Powiesz?

Od Raya CD Lucifera

Zostawiliśmy Luciferę w pokoju, miała prawo odpocząć od mojego towarzystwa, zwłaszcza po tym jak nie dałem się jej wyspać. Kobieta usiadła na brązowej, skórzanej kanapie. Wskazała mi miejsce obok niej. Nie za bardzo miałem ochotę na to, jednak usiadłem. Nie czułem się tam pewnie, obcy mi świat z jeszcze nie poznaną przeze mnie dziewczyną. Virsulla zaczęła:
- Ray poczęstuj się.- Podsunęła mi talerz z ciasteczkami. Patrzyłem niepewnie na talerz, ale zabrałem jedno, przeczuwając jakieś skutki uboczne czy coś takiego. Kobieta powiedziała- A więc... Co myślisz na temat pięknych kobiet?- Zatkało mnie, zakrztusiłem się jedzeniem. Dodała- Czyli tak jak myślałam... Nie wiesz nic na ten temat.- Wzdychnęła głośno i zaczęła:
- A więc tak... Kobieta czasem nie okazuje swoich uczuć...
***
Staruszka opowiedziała mi różne rzeczy, o niektórych nawet nie chciałem słyszeć, czy myśleć. Wstałem otępiały i ruszyłem do pokoju...


< Lucifero? >

Od Lucifery CD Ray

Otworzyłam oczy i pierwsze co ujrzałam, to twarz Raya.
- Em... Dzień dobry - powiedział.
- Witaj - wymamrotałam i zakopałam się bardziej w kocu.
- Ej... wstawaj - dotknął mojego ramienia.
- Po coo? - spojrzałam znów na niego i coś zaczęło skubać mi włosy. - Lilith, nie.
Klacz zarżała mi do ucha i odsunęła się.
- Lucy, nawet konie mówią byś wstała - potrząsnął mną, lekko.
Usiadłam i rozejrzałam się, lecz po chwili znów opadłam obok chłopaka.
- Jeszcze kilka minut. 
- Nie - powiedział, ale nie wyczułam stanowczości.
- Nie przekonujesz mnie.
- Przed nami długa droga - podsunął.
- Długa droga mojego ch*lernego życia - powiedziałam z ironią wstając.
Chwyciłam plecak. Poprawiłam popręg Lilith i wsiadłam na nią.
- Rusz się - mruknęłam.
Schował swoją kurtkę i koc.
- To ma tak zostać? - zapytał wskazując na pozostałość po naszym ognisku.
Skinęłam głową.
Wsiadł na ogara i ruszyliśmy z galopu. Jechaliśmy równo.
- Znam drogę na skróty - powiedziałam nie patrząc na niego. - Będziemy tam o zachodzie, jeśli ograniczymy postoje.
Nie patrzyłam, czy skinął głową.
- Trzy dni tu są jak tydzień tam. Rozumiesz?
Pokręcił głową.
- Jeśli będziemy tam tydzień miną w tym świecie trzy dni.
- Aha - odparł.
Jechaliśmy lasem. Drzewa dawały przyjemny cień i chłód w upalnym dniu. Dwa razy zatrzymaliśmy się przy leśnych strumyczkach, by napoić konie, ale i my nie gardziliśmy orzeźwiającą cieczą.
Nie rozumiałam czemu on tak milczy. Rano byłam dla niego trochę zimna... gdyby on tylko wiedział, że miałam koszmary...
Około siedemnastej zaczęło błyskać na niebie i pojawił się delikatny deszczyk. Chłopak zwolnił, a ja zrobiłam to samo.
- Ile jeszcze? - zapytał.
- Z tego miejsca? Mmm... jakieś trzy godziny - odparłam. - Ale galopem.
Skinął głową i znów ruszyliśmy. Delikatny deszcz przybierał na sile im bliżej przejścia byliśmy. Grzmoty stały się głośniejsze, a błyskawice oświetlały z większą nocą. Jeszcze dwie godziny. 
- Lucy! - zawołał za mną Ray. Zwolniłam. - Może lepiej gdzieś się skryjemy?
- Niby gdzie? - zapytałam, byłam cała przemoczona, gdzie peleryna nie sięgała.
Chłopak rozejrzał się.
- Gdzieś musi być jakaś niedźwiedzia, opuszczona nora... - powiedział.
- Wątpię. Jedźmy dalej - powiedziałam i zagalopowałam.
Lilith przestała się pewnie poruszać. Zwolniła. Ścisnęłam ją, a ona niechętnie poruszała się dalej. Ray miał ten sam problem z ogierem, ale trzymał się przy nas.
- Lucy! - zawołał Ray. Był cały przemoczony. - One nie dadzą rady.
- To nie są zwykłe konie, to konie Shinigami! Nieśmiertelne wierzchowce, które biegły w gorszych warunkach. 
Pomyliłam się. Brama była przed nami..myślałam, że jeszcze co najmniej dwie godziny. Zatrzymałam się.
- Co jest? - zapytał.
- Stare Królestwo - odpowiedziałam i zeszłam z konia podchodząc do kamienia ukrytego przez mech.
- Lilith i twój ogier nie mogą przejść tą bramą. Wrócą do królestwa Shinigami.
Konie zarżały.
- W Starym Królestwie zobowiązują inne prawa śmierci. Są tam Bramy... chyba osiem. Kiedy ktoś umiera budzi się w wodzie, a ta porywa go nurtem do ostatniej bramy... każda brama się różni. Nie pamiętam dokładnie co powiedzieli Abhorsen'owie, kiedy byłam tam z Nanami. Tak czy siak... do zobaczenia Lilith - przytuliłam mokrą klacz, a Ray zszedł ze swojego konia.
Wierzchowce zaczęły galopować, ale po chwili rozmyły się w powietrzu Założyłam sobie torbę na plecy tak jak i on. 
- Ray, złap mnie - powiedziałam.
Chłopak niepewnie złapał moją dłoń.
.Aktywowałam kamień zaklęciem i po chwili ujrzeliśmy ciemność. Ścisnęłam jego dłoń czując jak braknie mi oddechu.
Coś błysnęło. Otworzyłam oczy. Był wieczór. Stałam z Rayem na polanie, na wzgórzu Starego Królestwa.
- Tam w dole jest miasto - powiedziałam. - Jeśli poszedłbyś kilkanaście mil na prawo, idąc wzdłuż brzegu dotarłbyś do zamku, a po lewej, tam w oddali jest mur.
- Wow - powiedział tylko i zeszliśmy ze wzgórza. Przynajmniej tu nie padało, ale nie zamierzałam ściągać kaptura.
Minęliśmy kilka domów, sklepów i dom Miłości, gdzie jakaś nie-dziewica stojąca przed owym lokalem, w samej bieliźnie, chciała zaprosić Ray'a do środka. Chłopak zmarszczył brwi i ominęliśmy ją szeroki łukiem.
- To jedno z największych miast Starego Królestwa - powiedziałam.
Kolejny burdel był przed nami.
Trzy blondynki i jedna czarnoskóra dziewczyna o największych piersiach jakie w życiu widziałam, zaczęły gwizdać i zachęcać nas. Zignorowałam je. Złapałam Raya za rękaw i narzuciłam szybsze tępo, by nas nie złapały.
- Znajdźmy jakąś gospodę - powiedziałam. - Ignoruj ku*wy - powiedziałam cicho.
- Ignoruję - odszepnął.
- Tsa jasne - mruknęłam. - Jeśli twoje męskie potrzeby nie są zaspokojone, mogę ci dzisiaj towarzyszyć w nocy - powiedziałam.
Zarumienił się ze zdziwieniem na twarzy. Zasłoniłam usta ręką i zaczęłam się śmiać.
- Żartowałam - powiedziałam przez śmiech. - Mam nadzieję, że nie miałeś nieczystych myśli...
- Każdy z mężczyzn ma nieczyste myśli, panienko - powiedział chrapliwy głos po mojej lewej.
Zatrzymaliśmy się. Przed jakimś barem albo czymś stała staruszka. Odziana była skromnie, ale była schludna. Oczy miała różowego odcieniu. Włosy długie, szare. Rysy twarzy przyjazne tak, jak delikatny uśmiech..
- Jeśli szukacie miejsca do odpoczynku... mój syn prowadzi gospodę ,,Rozbrykany jednorożec'' - wskazała kciukiem na drzwi za sobą. Przez szybę przy oknie zauważyłam, że ktoś wszczął bójkę. Nic nowego.
- Kim ty jesteś? - zapytałam.
- A wy? 
- Jestem Lucy Black, a to Ray Sou. Magowie niskiej klasy - odparłam specjalnie nie podając pełnych nazwisk.
- Ja jestem Virsulla - powiedziała staruszka. - Kiedyś właścicielka tejże gospody, teraz wieszczka i zawodowa swatka - uśmiechnęła się. - Jeśli mogę spytać, co was łączy?
- Znajomość i profesja - odparłam.
- Rozumiem, zapraszam, wejdźcie. Zaraz zaprowadzę was do pokoi.
Weszliśmy. Kilka oczu skierowało się na mnie, kiedy zrzuciłam pelerynę. Niecodziennie spotyka się taki kolor włosów jak mój. Ktoś zagwizdał na mnie, a jakieś panny zachichotały uroczo na Ray'a.
- Rzeczywiście jesteście magami - stwierdziła staruszka. - Takie oczy jak u niego i twoje włosy - powiedziała prowadząc nas na piętro.
- To dla nas komplement, pani Virsullo - odparłam.
- Ucięli język twojemu towarzyszowi? - zaśmiała się cicho i zatrzymała się. - Lubię was, nie pozwolę wam na spanie w ruderze - odparła i weszliśmy na drugie piętro. - Tu są znacznie lepsze warunki - uśmiechnęła się do nas. - Z tym że... dostaniecie jeden pokój - powiedziała jakby w myślach miała jakiś niegroźny, szatański plan.
- Dobrze - odparłam.
Weszliśmy do całkiem ładnego pokoju. Odstawiliśmy plecaki pod ścianę. 
- Chodź Ray, napijemy się herbatki w salonie. Jest piętro wyżej. Kobieta musi mieć chwilkę relaksu - powiedziała gospodyni wskazując mi wannę wypełnioną gorącą wodą.
Virsulla i niepewny Ray wyszli, a ja rozebrałam się i zanurzyłam w wodzie. 
- Ach... jak przyjemnie - zamruczałam.

Ray?

Od Leo CD Alex, Zevran

Gdy Alex i Zevran ruszyli odczekałem chwilę, po czym wskoczyłem do pobliskiej rzeczki. Powóz jechał wolno, więc bez problemu za nimi nadążałem. Od czasu wyruszenia nie zrobili ani jednego postoju, co z czasem zaczęło mi przeszkadzać. Zastanawiało mnie też, gdzie tak w ogóle oni się wybierali. Pewnie niedługo się przekonam. Co jakiś czas spoglądałem na powożącą Alex. Staruszka ani razu nie widziałem, do czasu, aż nie spojrzał przez okno na rzekę. Akurat musiał spojrzeć w miejsce gdzie ja płynąłem. Zatrzymałem się gwałtownie z nadzieją, że mnie nie zauważył. Od tamtego momentu trzymałem znaczną odległość od wozu. Po dłuższym czasie dziewczyna wreszcie zatrzymała wóz na jakiejś polanie. Oboje stanęli na trawie i zaczęli o czymś rozmawiać. Nie chciałem im przerywać, więc poczekałem aż skończą i dopiero wtedy wynurzyłem się z wody. 
-Już myślałem, że będziecie tak jechać do wieczora- mruknąłem. 
Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni. No... Zevran może trochę mnie.
-Co ty tu robisz?- zapytała dziewczyna. 
-Przypomnij sobie co wcześniej wiedziałem- uśmiechnąłem się szeroko. 

<Zevran? Alex?>

niedziela, 26 kwietnia 2015

Od Raya CD Lucifera

Obudziłem się wcześnie, dopiero zaczęło świtać. Poczułem lekki ciężar na swoim boku, spojrzałem w to miejsce. Okazało się, że ktoś się do mnie przytulił, a na dodatek mieliśmy splecione dłonie. Chciałem ostrożnie wstać by nie obudzić dziewczyny, ale nie istniała taka możliwość. Leżałem z niewyjaśnionymi wyrzutami sumienia. W głowie przemykały mi różne myśli: To jest nie właściwe. Nie może to tak zostać. Jeszcze ona będzie musiała za ciebie zapłacić wysoką karę...
I mógłbym jeszcze wymieniać. Poddałem się, leżałem tak bez celu. Po półgodzinie przestało mi to przeszkadzać. Poprawiłem delikatnie swoją pozycję, przeczuwałem, że po przebudzeniu Lucifery dostanę od niej w twarz. Przykryłem się szczelnie kocem, uniemożliwiając dotarciu do mojego ciała zimnego, wilgotnego powietrza. Oczekiwałem pobudki dziewczyn, albo zmienienia jej pozycji. Z nudów zacząłem liczyć drzewa, a później próbowałem zasnąć, lecz wyszło to z kiepskim efektem. Poczułem jak ręka Lucy wbija się mocniej w mój brzuch, mimo wszystko nie bolało mnie to. Lucifera zmieniła pozycję umożliwiając mi wyślizgnięcie się. Nie wykorzystałem tego. Poczułem jednak ulgę w oddychaniu i w myśleniu, ale jednak coś psuło moje samopoczucie. Brak czegoś, ponownie nie wiedziałem o co chodzi, upewniło mnie to w tym, że jestem głupi. Ziewnąłem dosyć głośno, zacząłem sprawdzać czy się obudziła. Całe szczęście nie, odetchnąłem z ulgą. Zmieniłem pozycję na wygodniejszą i czekałem na aż Lucifera się obudzi...


< Lucifero? >

Od Lucifery CD Ray

- Możesz to zabrać, nie potrzebuję tego - powiedziałam patrząc na mały kamyczek przy moim prawym bucie..
- Nie będzie ci zimno? - zapytał.
- Pewnie będzie - odparłam.
- Więc czemu nie chcesz koca? - zapytał.
Spojrzałam na niego smutno.
- Co cię obchodzi czy jest mi zimno, czy nie? - zapytałam marszcząc brwi.
Spuścił wzrok nie wiedząc co odpowiedzieć. Westchnęłam. Podniosłam spojrzenie i patrzyłam na rozgwieżdżone niebo. Nie zdawałam sobie jak długo na nie patrzyłam rozmyślając.
Ognisko słabo się żarzyło, a Ray spał na swojej kurtce plecami do mnie.
Spojrzałam na koc pod moimi stopami. Kiedy drewno przestało się nawet żarzyć zrobiło mi się zimno. 
Wzięłam koc i położyłam się przy chłopaku okrywając nas kocem. Słysząc powolne bicie jego serca i miarowy oddech, zasnęłam.

Ray?

Od Raya CD Lucifery

Po zadanym pytaniu przez dziewczynę, zacząłem się zastanawiać nad jego imieniem. Nie znałem go zbyt dobrze, więc trudno było mi wymyślić jego imię. Powiedziałem:
- Nie wiem. 
- Nie wiem? Fajne imię - Zaśmiała się Lucifera 
- Nie, nie, to nie jego imię. Potem pomyślę. - Przez większość czasu szliśmy stępem, ale Lucifera zagalopowała, a ja poszedłem w jej ślady. 

***
Zaczęło zmierzchać. Zamieniłem z nią tylko kilka zdań. Wiedziałem, że nie takiego towarzysza podróży oczekiwała, lepszy byłby trup. Zapewne spotkamy nie jednego w krainie, który będzie bardziej rozmowny. Rozpaliłem ognisko, mając nadzieję, że żadnego leśniczego nie najdzie na wieczorny spacerek. Położyłem koc na ziemi i położyłem się. Położyłem dłoń pod szyję, a nogi miałem zgięte w kolanach. Obróciłem głowę na bok i zobaczyłem Lucy, siedziała na kamieniu, patrząc w ogień. Uśmiechnąłem się z nieznanego mi powodu. Wstałem z zimnej ziemi, zabrałem koc i podszedłem w jej stronę. Gdy stanąłem obok zapytałem:
- Nie jest ci zimno? Jeśli będziesz chciała tu masz koc. - Położyłem go na ziemi u jej stóp, poszedłem w stronę swojego plecaka. Nie wiedziałem czy jako Bóg śmierci jest jej zimno czy też ciepło. Wyciągnąłem kurtkę, którą położyłem w tym samym miejscu co wcześniej. Usiadłem na ubraniu, krzyżując nogi...



< Lucifero? >

Od Lucifery CD Ray

Lilith rozpędzała się jak tylko mogła. W oddali widziałam miasto, jednak nie chciałam się tam zatrzymywać. Jest wiele wymiarów i miast, które chciałabym odwiedzić i pokazać Ray'owi. 
Właśnie. Prawie o nim zapomniałam. Zatrzymałam tysiąc letnią klacz. Chłopak na ogierze przygalopowali do nas.
- Czemu stoisz? - zapytał.
- Nie chciałam, byś został w tyle - odparłam nie patrząc na niego i ścisnęłam łydkami Lilith, która ruszyła wolnym kłusem.
- Ray, goń mnie. Kto pierwszy w mieście. - zawołałam, a moja klacz zerwała się do galopu. Zmieniłam pozycję na pół-siad pozwalając jej na dalsze rozpędzanie się. Słyszałam jak dyszy, nie ze zmęczenia-dotleniała swoje końskie ciało. Gdzieś w oddali dyszał drugi koń, który przybliżał się. Lilith nie pozwoliła, przez swoją dumę, by ją wyprzedził, więc nawet nie próbowała zwalniać. 
Przed wjazdem do miasta zatrzymałam ją ówcześnie zwalniając. Obejrzałam się i zobaczy łam Ray'a jadącego kłusem i z triumfalną miną.
- Coś się stało o czym nie wiem? - zapytałam, a on już stępem wyprzedził mnie.
- Pierwszy - oznajmił z uśmiechem. - Mówiłaś kto pierwszy w mieście, a nie przed miastem.
Posłałam mu słaby uśmiech, a zirytowana Lilith tupnęła i zarżała.
- Spokojnie - pogłaskałam ją po szyi i ruszyliśmy stępem przez miasto.
- Chcesz się tu zatrzymać? - zapytał.
- Nie. Na początek mam zamiar zabrać się do innego wymiaru - powiedziałam. - Kiedy wyjedziemy z miasta będzie południe, w tedy będziemy jechać przez pola. Następne dwa dni przez las.
- Yyy... do jakiego innego świata chcesz mnie zabrać? - zapytał nieufnie.
- Przechodząc przez bramę, w tym lesie do którego zmierzamy, znajdziemy się w Starym Królestwie.
- Są tam smoki? - zapytał.
- Nie, ale są umarli wracający zza bram zaświatów. Oczywiście jeśli jakiś tępak je przyzwie. 
- Zombie.
- Dokładnie. Shinigami, którzy sztucznie przedłużyliby czyjeś życie też tworzą zombie z tej osoby. Jest to karane.
Słysząc słowo Shinigami jedna z kobiet na targowisku skryła się pod ladą. Inna zaś zaczęła się modlić. Co za głupstwa.
- Opowiesz mi więcej o swojej rasie? - zapytał.
- Nie tu - odparłam. Wieczorem, jeśli mi przypomnisz.
Lilith ukradła z jednego ze stoisk jabłko i pożarła je. Bezimienny ogar zaś ukradł buraka muląc go z jabłkiem, ale i tak go zjadł.
Ray przyglądał się im zdegustowany.
- Nie przejmuj się nimi - powiedziałam sięgając jakieś dwa owoce. Jeden z nich podałam Ray'owi. - Brzoskwinia - stwierdziłam wgryzając się w owoc.
- Złodziejka - mruknął.
- Ludzkie prawo nie obowiązuje Shinigami'ego- powiedziałam.
Nie odzywaliśmy się do siebie dopóki nie wyjechaliśmy z miasta.
- To jak go nazwiesz? - zapytałam.
- Hę?
- Jak nazwiesz swojego konia?

Ray?

Od Evy CD Sky

Siedziałam jeszcze chwilę rozmyślając. 
- Poczekaj! Jak chcesz mogę z tobą iść- w tej chwili działałam przeciw sobie
- To fajnie-
Uśmiechnęłam się lekko. Co ja w ogóle robię?! Sama do końca nie wiedziałam. Coś mi kazało przyjąć zaproszenie. Szliśmy lasem. W niektórych mroczny, a w innych oświetlony przez słońce. Po jakimś czasie znudziło mi się chodzenie. Zmieniłam się w konia i zaczęłam podążać kłusem. Po jakimś czasie dotarliśmy do celu.

< Sky? Sorka, że krótko :C >

Od Charlotte CD Will

-Niestety nie. Nadal nie wiemy kto rzucił zaklęcie- odpowiedziałam trupowi. 
-Jak to nie wiecie?! Przecież mówiłem wam, że to jej sprawka! Musicie wyciągnąć z niej prawdę!- zdenerwował się Vincent. 
-Uwierz mi. Ja też bym chciałam wyjaśnić to wszystko- mruknęłam.
Wszyscy chwilę zastanawialiśmy się nad wyjściem z tej sytuacji. Jedna strona medalu to szaleniec, a druga to morderczyni. I komu tu wierzyć? Podczas tej burzy mózgów Will podszedł do stół, na którym leżała otwarta książka. Chciałam iść za chłopakiem, jednak byli kochankowie zaczęli się kłócić. 
-To wszystko twoja wina! Gdybyś tylko mnie nie zabijała nie byłoby całej tej sytuacji!- wrzeszczał Vince. 
-Moja?- zapytała spokojnie kobieta- To ty zabiłeś moją siostrę i całą resztę!
-Taki tam szczegół...- odpowiedział bez przejęcia. 
Podczas gdy oni kontynuowali kłótnie ja podeszłam do Willa.
-Co tam masz?- zapytałam, zerkając na książkę przez ramię chłopaka.
-Coś bardzo ciekawego. Zobacz sama- czarnowłosy odsunął się nieco. 
Zaczęłam czytać zapiski. Był to dziennik tego pokręconego szkieletu. Znajdowały się w nim wszystkie zapiski dotyczące eksperymentów, oraz odpowiedz na naszą zagadkę. Okazała się, że to sam Vincent wzniósł to zaklęcie, by po śmierci kontynuować swoje dzieło. Nie przewidział jednak efektów ubocznych, czyli uwięzienia w tym pokoju i częściowa amnezja. Wręcz wyśmienicie. Teraz trzeba tylko powiadomić naszych zakochanych o odkryciu Willa.

<Will?>

Od Zevran CD Leo, Alex

Odsunąłem się od chłopaka.  To było bardzo dziwne doświadczenie. Skrzywiłem się i poszedłem do wozu. Nie miałem zamiaru spać. Nie chciałem tylko żeby Alex zaczęła mnie pytać, albo żartować z tego wydarzenia.  To zajście było bardzo krępujące, nie wiedziałem czy chłopak żartuje czy mówi poważnie. Miałem nadzieje że jakoś się to wyjaśni.
Moja orientacja seksualna zwykle nie odbiegała do innej płci i teraz też nie zamierzała.... chyba.
 Potrząsnąłem głową, NA PEWNO  NIE ODBIEGNIE.
Poczułem że pojazd ruszył. Martwiłem się że Alex nie da rady, ale w sumie... Była inteligentną dziewczyną.

***

Jednostajny, kołyszący ruch pojazdu sprawił że zasnąłem.
Kiedy otworzyłem oczy, zamrugałem gwałtownie. Zdawało mi się, że wydarzenia z przed kilku dni były tylko snem.
Odsunąłem połę wozu i wychyliłem głowę. Jechaliśmy wzdłuż rzeki. Nagle zauważyłem w wodze fioletowy odblask. Kiedy przyjrzałem się tafli nic w niej nie było...

<Loś? Alex?>

Od Alex CD Zevran i Leoś

Odwróciłam się by zapytać czy Leo jedzie z nami, ale zastałam tam dosyć dziwną sytuację. Chłopak o fioletowych włosach pocałował dość namiętnie Zevrana w usta, podciągaj się na jego karku. Nie było między nimi żadnej przerwy. Nagle usłyszałam jak Leoś mówi, uśmiechając się:
- Chyba się zakochałem... - Zevran stał osłupiały, zapewne tak jak ja myślał, że on robił sobie do tej pory żarty, ale jak się okazało to było naprawdę. Zevran nie ruszał się z miejsca, tak jak ja. Patrzyłam raz po raz na chłopaka i bruneta. Z jednej strony chciało mi się śmiać, ale z drugiej zaś nie chciałam nikogo urazić, bo może dla Leo to dużo znaczyło. Weszłam do wnętrza wozu i zostawiłam pakunek. Wyskoczyłam i wylądowałam na ziemi. Po pierwszym szoku zapytałam:
- Leo jedzie z nami? - Zevran nie odpowiedział tylko poszedł do środka powozu i położył się. Nikt mi nie odpowiedział, wzruszyłam ramionami. Leonardo powiedział:
- To ja już pójdę. Do zobaczenia...
- Do zobaczenia?... No to do zobaczenia. - Wsiadłam na miejsce woźnicy i ruszyłam w drogę. Miałam nadzieję, że trafię, bo Zev spał... 


< Leo? Zevran? >

Od Leo CD Alex, Zevran

-Chcesz mnie opuścić? Tak szybko?- zapytałem Zevrana smutnym głosem i spojrzałem na niego szczenięcymi oczkami.
-No niestety.... żadna miłość nie jest wieczna- mężczyzna lekko uśmiechnął się do mnie. 
Zrobiłem minę naburmuszonego dzieciaka. Nie podobało mi się to, że jakaś dziewczyna odbiera mi miłość mojego życia. Odkleiłem się od Zevrana i stanąłem przed nim, krzyżując ręce na piersi. 
-Jeszcze do mnie wrócisz- spojrzałem na niego zalotnie- Oni zawsze wracają. 
-Niedługo znajdziesz sobie inną ofiarę- stwierdził i ruszył w stronę, w którą poszła Alex. 
Ja oczywiście poszedłem za moim kochankiem. Musiałem się nim cieszyć do ostatniej chwili. Całą drogę do tego całego wozu tłumaczyłem mężczyźnie, że ja nie chcę innego, że czas z nim spędzony był piękny. Wspominałem jeszcze tą całą akcję nad wodą. No... może troszkę podkoloryzowałem o jakieś sprośne momenty. Gdy dotarliśmy do wozy wiedziałem jak pożegnam się i podziękuję Zevranowi za tą zabawę. Podszedłem do niego i zwiesiłem ręce na jego szyi.
-Dziękuję za te kilka miłych chwil. Było naprawdę zabawienie- powiedziałem z uśmiechem, po czym zacząłem całować mężczyznę. 
Byłem bardzo ciekaw, jak staruszek na to zareaguje. Wiedziałem, że mogłem troszkę przesadzić, ale warto było. Pocałunek był krótki, ale bardzo mi się podobał. Nawet nie sadziłem, że całowanie faceta może być takie miłe. Postanowiłem. Zevruś nie uwolni się ode mnie tak łatwo. Teraz w dosłownym tego słowa znaczeniu. 
-Chyba się zakochałem- powiedziałem, starając się by wyszło naturalnie. 

<Huehuehue. Co Wy na to? :3>

Od Alex CD Zevran i Leoś

Po któreś kłótni Zevran się zdenerwował i wysadził w mieście mówiąc:
- A teraz radź sobie sama skoro jesteś taka mądra. - Zostawił wóz na poboczu i poszedł do centrum, wzruszyłam ramionami. Odetchnęłam z ulgą, że w końcu mogę odpocząć od tych jego foszków. Poszłam przed siebie, miałam trochę monet i kilka kryształów. Ruszyłam do kawiarni, zamówiłam herbatę i ciasto. Po około półtorej godziny wyszłam z kafejki i poszłam dalej. Wstąpiłam do antykwariatu, znalazłam ciekawą książkę o różnych stworzeniach. Między innymi o smokach, elfach i podobnych. Zasiadłam na ławce i przeglądałam zawartość księgi. 

***
Po około godzinie poszłam dalej. Zastałam stoisko z ciasteczkami, postanowiłam kupić dla nas na podróż. Nie kupiłam ich dla tego żeby mu się podlizać, bo raczej nie chciał tego. Nagle usłyszałam dziwne słowo wypowiedziane przez znajomy mi głos. Rozejrzałam się odruchowo i spostrzegłam Zevrusia, zamierzałam odejść, bo widziałam, że się zdenerwował, ale u jego boku stała jakaś osoba. Nie byłam do końca pewna czy to jest kobieta czy mężczyzna. Podeszłam do niego i usłyszałam od fioletowo włosej istoty:
- Zostaw moje kochanie. - Złapał mocno Zevrana za łokieć i przyciągając do siebie. Powiedziałam do Zevrana:
- Nie wiedziałam, że tak szybko zdobywasz partnerów. - Zwróciłam się do towarzysza bruneta- Jak się nazywasz?
- Leonardo, ale i tak wszyscy mówią do mnie Leoś... A mogę znać twoje imię? 
- Jestem Alex.- Spojrzałam na Zevrana, wzdychnął tylko i przewrócił oczami. Chciałam coś powiedzieć, ale i tak był już na mnie zły. Powiedziałam tylko:
- To ja sobie pójdę... Zevran będę czekać w wozie. - Pomachałam dłonią i ruszyłam przed siebie... 


< Zevran? Leoś? >

Od Zevrana CD Leo? Alex?

Zacisnąłem pięści, ale uśmiechnąłem się szeroko i odwróciłem głowę.
Leo odskoczył lekko.
- Oczywiście, mój kotecek się stęsknił.- złapałem go za policzki i "w stylu ciotek" potarmosiłem go za nie.
Kobieta z którą flirtowałem, stała oniemiała. Oczy miała otwarte ze zdziwienia. Jasne brwi schowały się za jej blond grzywką.
- Pani wybaczy. - odjąłem ręce od twarzy chłopaka i pocałowałem kobietę w rękę.
- Choć Rzepie.- zwróciłem się do filoleto-włosego.
Ruszyłem w stronę targowisk. Niektóre były przystrojone kwiatami i wstążkami inne wykorzystywały swoje produkty jako dekoracje.  Ruszyłem do stoiska z ciastkami.
Leo podbiegł do mnie i złapał za rękę.
Zawarczałem cicho i  ścisnąłem mocno jego dłoń.
- Nie tak mocno, kochanie.-powiedział słodko smarkacz.
Kiedy byliśmy już przy stoisku zauważyłem czerwonowłosą dziewczynę. Stała do nas bokiem, rozpoznałem ją od razu.
Była to Alex.
- Perdix!- warknąłem przekleństwo.
- Co??- zdziwił się chłopak.
 Po chwili uśmiechnąłem się złośliwie, przecież mogłem napuścić na siebie te "uroczą" parkę.

<Leoś? Alex?>

Od Leo CD Zevran

Gdy grupka chłopaków odeszła poczułem swego rodzaju ulgę. Wyszedłem zza pleców mężczyzny i stanąłem przed nim z szerokim uśmiechem. 
-Dziękuję kochanie- powiedziałem, starając się zrobić jakiś słodki głosik. 
-Skończ z tą dziecinadą. To był pierwszy i ostatni raz kiedy ci pomogłem- stwierdził mój "partner"- I nie mów do mnie kochanie. Jestem Zevran.
-Zevran, tak? Ja jestem Leo- przedstawiłem mu się. 
Mężczyzna wyminął mnie i najwidoczniej ruszył stronę miasta. Postanowiłam, że trochę pobawię się z Zevranem i poszedłem za nim. Dopiero jakoś w połowie drogi zaczęła mu przeszkadzać moje obecność. 
-Czemu za mną idziesz?- zapytał odwracając się nagle i sprawiając, że wpadłem na niego. 
-Ależ ko... Zevran. Jesteśmy razem, a ty tak nagle odchodzisz. Nie myśl sobie, że pozwolę ci chodzić na panienki- pokręciłem przecząco głową. 
Mężczyzna patrzył na mnie chwilę zastanawiając się jak zareagować. Bez słowa ruszył w dalszą drogę, zapewne z myślą "Ignoruj go to sobie pójdzie". Zachowanie staruszka bardzo mi się podobało i sprawiało mi radochę. Niestety już w mieście Zevruś przyśpieszył kroku i zaczął manewrować między ludźmi, w efekcie czego zgubiłem go. Jeśli myślał, że pozbył się mnie na dobre to grubo się pomylił. Już po chwili udało mi się go odnaleźć. Stał przy jakimś domu i rozmawiał z kobietą wyglądającą na około trzydziestkę. Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej sytuacji. Podszedłem szybko do rozmawiających ludzi i przykleiłem się do staruszka.
-Kochanie, gdzie mi znikasz?- zapytałem, zawieszając ręce na szyi mężczyzny i przybliżając swoje usta do jego ust.

<Zevran?>

Od Zevrana CD Leoś

Fioletowłosy chłopak schował się za mną, obejmując mnie w pasie. Głowę wystawił tuż nad moim ramieniem. 
Zmarszczyłem lekko brwi i uderzyłem otwartą dłonią w czoło. 


(Idealne odwzorowanie xD)





- Chłopcy, czy naprawdę musicie tak się wydzierać na to biedne dziecko?- zwróciłem się do krzyczących młodzieńców.
- Nie jestem już dzieckiem.- mruknął chłopak za mną.
- To sam się broń.- zwróciłem się do niego.
Nie odpowiedział tylko "schował" głowę za moim barkiem.
- Niech odda pieniądze za ubrania. - powiedział stojący z przodu szatyn. 
Wszyscy byli ubrani w za duże części garderoby. Ten czy ów miał spodnie przewiązane sznurkiem, lub <za> luźne bluzki. 
- Zgaduje że nie masz pieniędzy?- obróciłem głowę w stronę syrena.
Popatrzył na mnie niewinnymi oczami. 
Westchnąłem, "No, oczywiście" 
Wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni kilka monet i rzuciłem przywódcy bandy.
-Wystarczy?
Chłopak kiwnął głową i odwrócił się odchodząc.
- Na przyszłość wybieraj sobie chłopaków, którzy potrafią o siebie zadbać.- rzucił złośliwie  jeden z odchodzących.

<Leoś? >

piątek, 24 kwietnia 2015

Od Leosia CD Zevran

Nie przejąłem się zbytnio "pomyłką" mężczyzny. Mało mnie on interesował, jednak gdy usłyszałem kobiece śmiechy momentalnie podniosłem się do siadu. Obserwowałem dłuższą chwilę dwie, młode, a przede wszystkim nagie dziewczyny. W którymś momencie zorientowałem się, że staruszek również się im przygląda. 
-Nie masz nawet co marzyć- zaśmiałem się- Nie twoje liga.
-Na pewno mam większe szanse niż ty- uśmiechnął się wrednie.
Chwilę tak ze sobą rozmawialiśmy. Nasza wymiana zdań musiała zainteresować dziewczęta, bo dopiero one przerwały naszą konwersację podchodząc do nas. Brunetka o dość obfitych kształtach stanęła przed staruszkiem, a jasnowłosa dziewczyna o zadziwiającej, dziecięcej urodzie usiadła obok mnie. 
-Ależ chłopcy. Nie musicie się przecież kłócić. Zarówno ja, jak i moja siostra chętnie poznamy was obydwu- powiedziała czarnowłosa uśmiechając się, ukazując przy tym białe zęby- Może pokąpiecie się z nami? 
Mnie i staruszkowi niezbyt podobał się ten pomysł, jednak dziewczyny nalegały. Siostry wróciły do wody i z niej próbowały przekonać nas do wejścia do wody. Staliśmy na brzegu i tłumaczyliśmy się tym, że dosłownie moment temu skończyliśmy kąpiel. W końcu staruszek uległ dziewczynom, jednak ja miałem wejść pierwszy. Podczas stwierdzania tego, mężczyzna klepnął mnie w plecy z taką siłą, że aż wpadłem do wody z głośnym pluskiem. Po chwili siedziałem w wodzie z wielkim ogonem. Blondynka najwidoczniej się wystraszyła, bo prędko wyszła z wody i odeszła na znaczną odległość. Drugiej z sióstr spodobała się moja przemiana. Zaczęła wypytywać o to, jak to jest być syrenką... Staruszek miał z tego i z tłumaczenia, że nie jestem syrenką niezły ubaw. W międzyczasie zdążyłem wyczołgać się na brzeg i wyschnąć. Ponownie nałożyłem na siebie "pożyczone" wcześniej ubrania. Niedługo cieszyliśmy się spokojem. Po zaledwie pięciu minutach pojawiło się kilku chłopaków, którzy zaczęli na mnie wrzeszczeć, że ukradłem im ubrania. Ich wrzaski spłoszyły nasze towarzyszki. Zacząłem robić sobie żarty z całej tej sytuacji, jednak im się to najwidoczniej nie spodobało, bo kilku z nich zaczęło iść w moją stronę. Szybko schowałem się za plecami staruszka i przytuliłem się do niego. 
-Staruszku! Zrób coś z nimi! Broń swoją syrenkę!- zażartowałem. 

<Zevran? Obronisz syrenkę?>

Od Willa CD Charlotte

Dziewczyna zaczęła odchodzić. Pobiegłem szybko za nią i powiedziałem:
- To chociaż nam opowiedz tą historię. 
- Naprawdę jej nie znacie? - Zaśmiała się kpiąco- No tak, to cały Vincent. Nie opowie niczego co nie działa na jego korzyść. - Zapadła cisza, nikt nic nie mówił. Po chwili kobieta się odezwała- Dobrze, chodźcie do mojego domu. 
Wzdrygnąłem się na tę myśl. Nie wiedziałem dlaczego, ale przeszły mnie ciarki. Dodała- Boicie się pójść do czyjegoś domu, a nie boicie się wziąć zadania od szalonego trupa? - W sumie miała rację, spojrzałem na Charlotte, nie specjalnie była tym zachwycona. Kiwnęła głową, poszedłem więc za Charlesem. 

***
Po półgodzinie znaleźliśmy się przed domem. Budynek był mały, ale obok stała stadnina. Po lewej stronie znajdowały się grządki z warzywami i owocami. Na środku placu stała studnia. Przeszliśmy przez drzwi, kobieta wskazała na kanapę i ruszyła zapewne do kuchni. Charlotte zaczęła się rozglądać, powiedziałem:
- Nie denerwuj się. Wiem, że to co zrobiłem było głupie, ale już nie odwrócę tego. - Kobieta wróciła z herbatą. Postawiła przed każdym i powiedziała:
-A więc tak,chcecie się dowiedzieć jak było naprawdę?
- Tak.- odpowiedziałem. 
- To tak... 


< Charlotte? >

Od Charlotte CD Will

Gdy Will pobiegł za dziewczyną, westchnęłam tylko i wolnym krokiem poszłam za nimi. Nigdzie mi się spieszyło, jednak czarnowłosy chyba poważnie potraktował zadanie od Vincea. 
-Proszę,nie mówmy o nim..- usłyszałam głos dziewczyny, gdy wreszcie do nich dołączyłam.
-Wybacz, ale musimy wyjaśnić pewną sprawę - powiedział do kobiety Will- Vince chce być wolny czy coś takiego. Jest pewien, że to z twojej winy jest zamknięty w tamtym pomieszczeniu.
-W pomieszczeniu?- zdziwiła się blondynka- W jakim pomieszczeniu?
-W tym laboratorium - wyjaśniłam.
-Rozumiem... wybaczcie, ale nie mogę wam pomóc. Nic nie zrobiłam, choć tego żałuję- stwierdziła.
-Po za zabiciem go- sprostował Will.
-To wyłącznie jego wina. Zachciało mu się bawić w szalonego naukowca. Dlaczego ja zawsze na takich trafiam?- westchnęła.
Spojrzałam zdziwiona na Willa. Zaczęłam się zastanawiać, które z nich jest tym normalnym.
-Możecie spokojnie wrócić do Vincenta, ale najrozsądniej będzie go zignorować. W sumie zrobicie jak chcecie, ale ja nie mam zamiaru słuchać o problemach tego dziwaka- dziewczyna zaczęła się oddalać.
-Co robimy?- zapytałam Willa.

<Will?>

Od Willa CD Charlotte

Wyszliśmy z karczmy, Charlotte popchnęła mnie w zaułek i wbiła kły w moją szyję. Poczułem na własnej skórze jaka była głodna. Momentalnie oderwała się od szyji i poszła przed siebie jakby nigdy nic. Po chwili straty świadomości ruszyłem za nią. Po chwili znaleźliśmy się w bramie miasta. Zaczęliśmy się zastanawiać gdzie może być ta kobieta. Poszedłem więc przed siebie wypatrując śladów blondynki. Po około godzinie, gdy straciliśmy nadzieję ujrzałem blond kosmyki na krzewach. Zacząłem się rozglądać, nagle dojrzałem czarny płaszcz i jasne, długie włosy. Pobiegłem szybko za nią. Dogoniłem ją dopiero na polanie, odwróciła się w pół obrocie. Spojrzała na mnie zdziwiona, powiedziałem:
- Witam. Jestem Will, a ty zapewne kojarzysz Vincenta, prawda? 
- No niestety... 
- Czy mógłbym wiedzieć jak się nazywasz? 
- Ann Charles, ale wszyscy mówią na mnie Charles. 
- Mhm... A więc Vincent... 
- Proszę nie mówmy o nim...


< Charlotte? Tak zostawiam ciebie w tym momencie >

Od Charlotte CD Will

-Ten facet jest dziwny- stwierdziłam- A ta jego historia brzmi jeszcze dziwniej. Bo przecież co on mógł takiego robić, że ta dziewczyna aż tak się wkurzyła? 
-Nie mam pojęcia. Pewnie się tego od niej dowiemy- powiedział Will i zaczął jeść swoje zamówienie.
Spojrzałam na niego i westchnęłam. Obstawiałam, że zrozumie to moje "Jestem głodna", ale najwidoczniej zapomniał o mojej diecie. Co jakiś czas popijałam herbatę, by choć trochę zagłuszyć głód. Odczekałam aż chłopak spokojnie zje, po czym jak najszybciej wyciągnęłam go na zewnątrz. Zaciągnęłam go w najbliższy zaułek. Momentalnie przyczepiłam się do zdziwionego chłopaka. Staliśmy tak dłuższą chwilę, o dziwo nie zwracając niczyjej uwagi. 
-No. To teraz możemy iść- powiedziałam zaraz po odczepieniu się do Willa.
Nie czekając na odpowiedz czarnowłosego skierowałam się do wyjścia z miasta. Chłopak powoli ruszył za mną. Gdy po kilku minutach byliśmy już przy wyjściu na las.zagadałam do chłopaka:
-Co tak właściwie mamy zamiar zrobić z tą dziewczyną? 
-Najłatwiej będzie poprosić, by wypuściła tego trupa. Ale ostatecznie chyba pomyślimy o tym jak ją znajdziemy- stwierdził Will.
Powoli weszliśmy do zaśnieżonego lasu. Zastanawiałam się, kto normalny chodzi w zimę po lesie. Oby ta dziewczyna nie okazała się kolejną wariatką.

<Will?>

Od Raya CD Lucifera

Gdy usłyszałem "straciła dla ciebie głowę" zrobiło mi się dziwnie, po raz setny nie rozumiałem co to znaczy. Może byłem aż tak tępy, że nie wiedziałem o co chodzi, a może nie chciałem. Pozostawiłem przemyślenia na później, na czas przed snem tak jak zawsze to robiłem. Wsiadłem na dość sporej wielkości konia. Dawno nie jeździłem, ale miałem nadzieję, że coś zapamiętałem. Dziewczyna ruszyła stępem, a po chwili zagalopowała. Ja uczyniłem to samo. Może nie wyglądało u mnie to tak śmiało jak u niej, co chwilę mój koń zwalniał, nie potrafiłem utrzymać tego samego tempa, ale pierwszy raz od pięciu lat sterowałem koniem, więc nie było tak źle. Byłem z tyłu, nie potrafiłem jej dogonić. Jak niby mogłem równać się z nią? Ona była pewna siebie, ale nie tak chamsko jak niektórzy, była bardzo ładna, nie widziałem ładniejszej, jednak nie wykorzystywała tego. Zapewne wyglądała tak, bo była bogiem, a jak powszechnie wiadomo boginie musiały być piękne. Dopiero po zakończeniu przemyśleń spostrzegłem, że cały czas patrzyłem na nią. Potrzepałem głową, starając się wyrzucić z głowy myśli, które cały czas wracały. Trwała między nami cisza, nawet nie chciałem się odezwać, by nie palnąć czegoś nie na miejscu. Dostrzegłem w oddali praktycznie ledwo dostrzegalny zarys miasta...


< Lucifero? >

Od Lucifery Cd Ray

- Po co ci to wszystko? - zapytałam wychodząc z pokoju z moim plecakiem.
- Przezorny zawsze ubezpieczony? 
Zmrużyłam oczy.
- No dobra, niech ci będzie - westchnęłam. - Lubisz duże miasta?
- Nie wiem - odparł.
Posłałam mu smutny uśmiech.
- Oficjalnie ogłaszam, że jestem zobowiązana, by wyrwać cię z tej słodkiej sielanki i zaprowadzić cię w wielki, ludzki, głośny świat.
- Brzmi ciekawie - stwierdził , ale chyba nie był przekonany.
- Hmm... po drodze trzeba będzie wyrobić nam prawo jazdy... - zamyśliłam się. - Na koniu w wielkim mieście daleko nie zajedziemy.
- Koniu...
- Aha. Są na dworze. Kary ogier dla ciebie i gniada klacz Lilith dla mnie. Nanami mi je przysłała.
Wyszliśmy i zobaczyliśmy dwa konie o intensywnie niebieskich oczach.
- To są konie shinigami. Bogowie śmierci używają ich rzadko. Lilith mam od jakiegoś czasu i jest mi wierniejsza nawet od kosy, a ten koń nigdy nie miał właściciela, więc jeśli się do ciebie przywiąże możesz go zatrzymać.
- Konia bogów śmierci?
- Tak. Coś nie tak?
- Jestem zwykłym śmiertelnikiem...
- Jesteś niezwykłym śmiertelnikiem, którego panna shinigami uratowała, bo straciła dla niego głowę, po czym poszła na przymusowy urlop, a teraz proponuje ci podróż do nieznanych ci zakątków świata - spojrzałam mu w oczy. - I ty masz czelność idioto nazywać się zwykłym śmiertelnikiem - wzięłam głębszy oddech by nie dać mu w pysk. - Wsiadaj na konia, potem możesz nadać mu jakieś imię - mruknęłam wskakując na Lilith.

<Ray?>

Od Raya CD Lucifera


Siedzieliśmy przy stole, zajadałem się jajecznicą gdy Lucifera powiedziała:
- No i jeszcze sprawa twoich rodziców. Zamierzasz im powiedzieć, że wyjeżdżasz, no nie?
- Chyba tak, a co?
- By nie mieli zbędnych pytań możesz im powiedzieć, że uciekasz z narzeczoną.
- Nie, byłoby właśnie odwrotnie, byłoby jeszcze więcej pytań, a i tak kazaliby mi tutaj zostać ze względu na narzeczoną. Powiem im, że wzywa mnie zew przygody... Takie to... Wyniosłe. - Zaśmiałem się cicho. Usłyszałem skrzypienie schodów, odwróciłem głowę w stronę dźwięku. Okazało się, że to była moja mama, a zaraz za nią mój ojciec. Pomimo tyłu lat nadal są zakochani i nie widzą świata poza sobą. Nie obrzydzało mi to traktowania ich jako rodziców. Wszyscy w moim wieku robiliby obrzydzone miny, ale ja jestem wyjątkiem. Ojciec pocałował mamę w szyję, zapewne myśleli, że są w tym pokoju sami. Zeszli i nas zobaczyli, rodzice byli cały czas uśmiechnięci. Mama powiedziała:
- Dzień dobry... -Spojrzała na Lucifere-Wczoraj ciebie nie widziałam, dobrze się tu spało?- Dziewczyna kiwnęła głową, a moja mama zabrała się za robienie śniadania dla siebie i dla pozostałych gości. Dokończyłem swoje śniadanie i wstałem. Podszedłem do rodziców i powiedziałem:
- Wyjeżdżam, nie wiem na ile. - Zatkało ich, spoglądali to na mnie to na fioletowowłosą. 
- Wyjeżdżasz z nią? To twoja dziewczyna? Jeśli tak to przecież wiesz, że możecie zostać.
- Nie jest moją dziewczyną i tak wyjeżdżam z nią. Nie potrwa to długo, po prostu chcę zobaczyć chociaż część świata, bo nigdzie się nie ruszałem poza to miasteczko. Wybaczcie mi to, ale tego potrzebuje. - Rodzice przyglądali się mi chwilę. Nagle matka mnie mocno przytuliła i powiedziała:
- Możesz jechać, ale wróć. - Przyciągnęła mnie mocno do siebie. Też było mi smutno, zaczęły ogarniać mnie obawy, ale już postanowiłem. Ojciec przytulił mnie mocno, ale praktycznie od razu puścił. Poszedłem do swojego pokoju by spakować ubrania, nie wiedziałem na ile pór roku wziąć, więc spakowałem na wszystkie. Dostałem dość dużo pieniędzy na podróż. Jeszcze raz się pożegnałem z rodzicami, nie miałem czasu by pożegnać się z babcią. Czekałem przed drzwiami... 


< Lucifero? >

Od Lucifery CD Ray

Przez kilka sekund patrzyliśmy sobie w oczy.
- Głodna jestem - powiedziałam przerywając ciszę.
Chłopak westchnął i usiadł na łóżku. Zerknął na mnie i poszedł do łazienki, pod drodze wyciągając z szafy jakieś ubrania. Ja natomiast skierowałam się do kuchni. Nie będę czekać aż on coś przyrządzi, przecież sama mogę coś zrobić. Tysiąc lat doświadczenia w gotowaniu. Otworzyłam lodówkę. Jakiś ser, śmietana, trochę pasztetu, kawałek kurczaka, mleko i jajka. 
- Chyba nie mam innego wyjścia - westchnęłam i wzięłam kilka jajek. Wzięłam jakąś miskę, jaja rozbiłam o kant blatu. Żółtka z białkami trafiły do naczynia, a skorupki do kosza. Roztrzepałam w misie jajka, a w międzyczasie na patelni topniał kawałek masła. Kiedy patelnia wystarczająco się rozgrzała wlałam zawartość miski. Plus szczypta soli. Wyciągnęłam jeszcze szynkę. Odkroiłam kawał i pocięłam go w kostki i wrzuciłam na patelnię resztę chowając tam skąd wzięłam. Doglądając jajecznicy zrobiłam herbatę. Wszystko to trwało jakieś pięć minut. Nałożyłam jajecznicy na dwa talerze i zaniosłam na stół, poszłam jeszcze po chleb, masło. 
- O czymś zapomniałam - mruknęłam pod nosem i wróciłam się od kuchni po herbatę, kiedy wróciłam zauważyłam Ray'a jak wchodził do pomieszczenia. NA ten widok lekko się zdziwił.
Postawiłam szklanki z herbatą na stole.
- Siadaj - uśmiechnęłam się lekko, a on spełnił moje polecenie.
- Smacznego - powiedział.
- Czemu to mówisz? Przecież wiem, że jest smaczne - powiedziałam, a po chwili sobie przypomniałam. - Ach, rozumiem. To taki ludzki zwyczaj. Nanami, Adrian i ja tego słowa nie używamy, ale... Smacznego Ray.
Zaczęliśmy jeść.
- Ray - zaczęłam, a on spojrzał na mnie. - Wyruszamy za godzinę, przygotuj się przez ten czas.
Kiwnął głową mając w ustach chleb i jajecznicę.
- Jeśli możesz to załatw mi kosę - poprosiłam.
- Po co? - zapytał.
- Bo nie umiem posługiwać się niczym innym w samoobronie... a moja została w świecie Shinigami. Biedna kosa pewnie się nudzi beze mnie.
- Jak kosa ma się nudzić? - zapytał.
- Moja kosa jest zrobiona z kości kręgosłupa i czaszki demona i z przetopionego miecza anioła. Dusza demona wciąż tkwi w mojej kosie.
- To trochę... niepokojące.
- Moja kosa jest moim przyjacielem, choć, kiedy pierwszy raz się odezwała myślałam, że rozwalę czaszkę o najbliższy kamień, byłam taka przerażona - zasiałam się cicho. - Nanami i Adrian mieli ze mnie ubaw, podobnie jak reszta shinigami, kiedy się dowiedzieli o mojej reakcji. Albo... zapomnij o kosie, teraz kiedy mam wakacje na Ziemi urko sprawiający, że nikt mnie nie widzi nie działa. 
Milczał pijąc herbatę.
- No i jeszcze sprawa twoich rodziców. Zamierzasz im powiedzieć, że wyjeżdżasz, no nie?
- Chyba tak, a co?
- By nie mieli zbędnych pytań możesz im powiedzieć, że uciekasz z narzeczoną - zaśmiałam się cicho.

<Ray?>

Od Zevrana CD Leoś

Była wspaniała pogoda. Słonko grzało cudownie. Po niebie błądziły puchate obłoczki. 







Wstałem od drewnianego stolika, kładąc na porcelanowym spodku, należność za napój. 
Rynek był pełen, kolorowo ubranych przechodniów. Mrugnąłem do kelnerki, ubranej w krótką, falbaniastą, biało-czerwoną sukienkę i fartuszek z logo kawiarni. Dziewczyna zarumieniła się i zniknęła za zasłonką z jedwabnych, warkoczyków prowadzącą do wnętrza. Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem w stronę fontanny.  Urządzenie było wykonane z białego, polerowanego kamienia. W około bawiły się dzieci. Biegając w wodzie i do  o koła marmurowego murku. Ich opiekunki siedziały nie daleko, plotkując i śmiejąc się do siebie. Prawie wszystkie były wynajęte, co można było wywnioskować po młodym wieku.   Stwierdziłem, że jest tu za dużo ludzi. Najpierw poszedłem do pobliskiego sklepu i zakupiłem butelkę soku bananowego i dwie wody, a później zatrzymałem wolną dorożkę.

***


Założyłem spodnie na wilgotne nogi. Zimna kąpiel była bardzo przyjemna i orzeźwiająca. Stanąłem na trawie i sięgnąłem po butelkę z sokiem. Wypiłem kilka łyków i popatrzyłem na rzekę. Obok stałą rozłożysta jabłoń z dorodnymi owocami.

-Staruszku. Zasłaniasz mi słońce- powiedział czyjś głos. Odwróciłem się i zobaczyłem leżącego na ziemi chłopaka. Miał troche dziewczęce rysy, fioletowe kosmyki okalały jego twarz. 
Młodzian ugryzł jabłko i zaczął żuć.
- Pani, wybaczy.- zacząłem formalnym tonem w którym pobrzmiewała ironia.- Nie chciałem panience przeszkadzać.- uśmiechnąłem się lekko i sięgnąłem po wiszącą na gałęzi koszule. Zacząłem ją zapinać kiedy usłyszałem chichot za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem dwie dziewczyny kąpiące się w nurcie. Chichotały i chlapały się wodą. Uśmiechnąłem się do brunetki, która spłonęła delikatnym rumieńcem. 

<Leoś?>

czwartek, 23 kwietnia 2015

Od Raya CD Lucifera

Usłyszałem głośny dźwięk koło mojego ucha. Otworzyłem spanikowany oczy i spadłem z łóżka, łapiąc się po drodze wszystkiego czego można, lecz mimo tego nie udało mi się zahamować. Walnąłem na ziemię, czując, że coś przeskoczyło w ramieniu. Leżałem chwilę, nie chciało mi się wstać, jednak usiadłem, rozmasowując obolałe miejsce. Rozejrzałem się zdezorientowany i spostrzegłem, że Lucifera leży na moim łóżku. Podniosłem się i usiadłem na brzegu łóżka. Przetarłem oczy, przeciągnąłem się, co nie było dobrym pomysłem. Zabolało mnie, ale po chwili zniknęło. Gdy się rozbudziłem rzuciłem się na nią i zacząłem ją łaskotać. Powiedziałem:
- To taka mała, słodka zemsta.-Wyszczerzyłem się i wróciłem do łaskotania, Lucifera zaczęła cicho chichotać. Dopiero po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że to zrobiłem. Sam nie wiedziałem dlaczego, nie rozumiałem tego, gdyby było to na co dzień zacząłbym się tylko śmiać. Opadłem obok niej, byłem zmęczony śmianiem się, brzuch mnie bolał, ale i tak nadal się śmiałem. Wyparłem wszystkie obawy, co mi szkodziło, najwyżej dostanę w twarz. Uspokoiłem się i leżałem na łóżku. Po raz pierwszy w tym pokoju działo się coś zabawnego. Spojrzałem na nią, a tak naprawdę w jej oczy. Miała niebieskie oczy ze złotą otoczką, pierwszy raz w życiu widziałem takie oczy, a widziałem mnóstwo. Nawet widziałem dziewczynę o oczach, które zmieniały barwę zależnie od uczuć. Uśmiechnąłem się i poprawiłem na łóżku... 


< Lucifero? >

Od Lucifery CD Ray

Obudziłam się wczesnym rankiem. Wyciągnęłam się rozprostowując zdrętwiałe ciało i wstałam. Przebrałam się, ale nie ubierałam czerwonego kaptura. 
Wyszłam z pokoju zamykając cicho drzwi i podkradłam się pod sypialnię chłopaka. Weszłam zostawiając uchylone drzwi. 
Podeszłam do jego łóżka, położyłam się obok niego.
- Wstaaawaaaj - zawyłam, jak sześciolatka, do jego ucha.

Ray?

Od Raya CD Lucifera

Poczułem, że dziewczyna gdzieś poszła, miałem zamiar wstać i pójść do swojego pokoju, ale było mi wygodnie, sam nie wiedziałem dlaczego tak było. Zamiar powrotu do swojego pokoju odszedł w zapomnienie, Lucifera wróciła i dźgnęła mnie w brzuch. Uchyliłem delikatnie oko, pytając tym gestem o co chodzi. Powiedziała:
- Nie mam nic przeciwko spania z tobą w jednym łóżku, ale chociaż połóż się na poduszce, a nie w poprzek łóżka.- Podniosłem głowę, ale ją upusiciłem. Westchnąłem zrezygnowany i położyłem się na poduszce. Dziewczyna zdziwiona patrzyła chwilę na mnie, po krótkim zastanawieniu się położyła się obok. Leżeliśmy tak chwilę, dziewczyna przykryła się. Spojrzałem na nią i wstałem z łóżka, od razu złapało mnie zmęczenie, ale nie położyłem się z powrotem. Powiedziałem:
- Dobranoc Lucifero. - Ziewnąłem pod koniec, zakrywając usta dłonią.
- Dobranoc. - Uśmiechnąłem się i wszedłem pośpiesznie z pokoju. Szybko znalazłem się w swoim, otworzyłem drzwiczki od szafy, wyciągnąłem piżamę, jakieś długie szare spodnie i czarną koszulkę. Poszedłem w stronę łóżka, nie miałem już na nic ochoty pomimo tego, że nic szczególnego dzisiaj nie robiłem. Położyłem się i praktycznie od razu zasnąłem. Zdziwiłem się, że dopiero teraz zasnąłem, a nie w pokoju Lucifery, może się bałem, nie wiedziałem, ale mnie to nie obchodziło aż tak bardzo... 


< Lucifero? >