- Nie wiem.
- Nie wiem? Fajne imię - Zaśmiała się Lucifera
- Nie, nie, to nie jego imię. Potem pomyślę. - Przez większość czasu szliśmy stępem, ale Lucifera zagalopowała, a ja poszedłem w jej ślady.
***
Zaczęło zmierzchać. Zamieniłem z nią tylko kilka zdań. Wiedziałem, że nie takiego towarzysza podróży oczekiwała, lepszy byłby trup. Zapewne spotkamy nie jednego w krainie, który będzie bardziej rozmowny. Rozpaliłem ognisko, mając nadzieję, że żadnego leśniczego nie najdzie na wieczorny spacerek. Położyłem koc na ziemi i położyłem się. Położyłem dłoń pod szyję, a nogi miałem zgięte w kolanach. Obróciłem głowę na bok i zobaczyłem Lucy, siedziała na kamieniu, patrząc w ogień. Uśmiechnąłem się z nieznanego mi powodu. Wstałem z zimnej ziemi, zabrałem koc i podszedłem w jej stronę. Gdy stanąłem obok zapytałem:- Nie jest ci zimno? Jeśli będziesz chciała tu masz koc. - Położyłem go na ziemi u jej stóp, poszedłem w stronę swojego plecaka. Nie wiedziałem czy jako Bóg śmierci jest jej zimno czy też ciepło. Wyciągnąłem kurtkę, którą położyłem w tym samym miejscu co wcześniej. Usiadłem na ubraniu, krzyżując nogi...
< Lucifero? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz