Przerwało mi miauczenie kota na oknie i wołanie mojej mamy. Wyszedłem z pokoju i zszedłem na dół. Zapytałem odrobinę zirytowany:
- Tak?
- Wychodzimy, więc zostajecie sami. Tylko nie rozrabiajcie za bardzo...
Mama uśmiechnęła się i wraz z ojcem wyszła. Zapomniałem, że wtedy mieli rocznicę ślubu, przypomniało mi się wtedy gdy zobaczyłem obcasy na stopach mojej mamy. Uśmiechnąłem się i wróciłem do pokoju. Lucy siedziała z kotem na moim łóżku. Zapytałem kota:
- Ty zawsze wracasz, prawda? Och ty kocie. - Pomiziałem go po głowie i usiadłem koło Lucifery. Oboje głaskaliśmy kotowatego, który był z tego powodu wniebowzięty. Uśmiechnąłem się i przez przypadek przejechałem dłonią po ręce dziewczyny. Kot wyciągnął się na naszych nogach, a ja zaproponowałem:
- Może nadasz mu imię?
Spojrzałem na dziewczynę, a później na czarno białego kota, którego maść futerka przypominała garnitur...
< Lucifera? >