poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Azazela CD Darkness

- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo – wyjaśniła Dark, pijąc kawę. Wzruszyłem ramionami.
- Pójdę po to mleko – wstałem i ruszyłem do lady. Nagle do środka zaczęło wchodzić pełno ludzi. Wyjrzałem przez okno, lekko zaciekawiony. No tak… Zaczęło padać, a pomysł schowania wydawał się świetny. Z dzbaneczkiem mleka, dopchałem się do naszego stolika. 
- Nie trzeba było – mruknęła dziewczyna, jednak sięgnęła po naczynie. – Niezły tłok się zrobił.
- Mamy towarzystwo – zignorowałem anielicę, wpatrując się w trzy postacie ponad jej ramieniem. Michael i jeszcze jakaś dwójka aniołów. Rozglądali się po kawiarni, szukając nas wzrokiem. – Pochyl się – pouczyłem ją, zsuwając się na podłogę. Dark po chwili do mnie dołączyła. – Nadopiekuńczy braciszek? – Uśmiechnąłem się nonszalancko. 
- Cicho bądź – mruknęła. 
- Musimy wyjść tyłem, tak by nas nie zauważyli.
- A co? Nie chcesz z nim rozmawiać?
- Myślałem, że tobie to będzie przeszkadzać… - Zaczynałem się podnosić. Dziewczyna pociągnęła mnie w dół. Jej lodowaty wzrok bez większego problemu mógłby mnie zabić. 
- Kieruj – warknęła. Przechodząc między nogami ludzi i robiąc nie małe zamieszanie, prawie przedostaliśmy się do tylnego wyjścia. Prawie. 
- Tam są! – zawołał Michael, przepychając się przez tłum. Zerwałem się na nogi. Chwyciłem Darkness za nadgarstek i pociągnąłem ją za sobą na ulicę. Uciekaliśmy pustymi alejkami. Na szczęście goniący nas aniołowie kilka razy poślizgnęli się na mokrym bruku. Skręciłem za budynkiem miejscowej piekarni. 
- ChoIera… - Warknąłem na widok ślepego zaułku. 
- Co za problem? Przecież możemy przelecieć – zauważyła Dark, rozkładając skrzydła. 
- Nie mogę – pokręciłem głową, rozglądając się panicznie dookoła. 
- Jak to nie możesz? Musisz tylko – zaczęła tłumaczyć wściekła. 
- Nie mam skrzydeł! Okej?! - Warknąłem. Przez chwilę jakby ją zamurowało. Obudziły ją krzyki Michaela, za jej plecami. 
- Chodź. Spróbuję cię przenieść – mocno chwyciła mnie za ramiona. Zacisnąłem gwałtownie powieki, kiedy tylko oderwaliśmy się od ziemi. Otworzyłem oczy dopiero, kiedy moje stopy znowu dotknęły mokrej kostki brukowej. – Masz lęk wysokości?
- Zostawmy to – poprosiłem, biegnąc przed siebie. Michael na pewno zrozumiał, że przedostaliśmy się jakoś przez mur. Przestało padać i wyszło słońce. Skierowaliśmy się w stronę głównego placu, gdzie pewnie będzie dużo ludzi. Nie myliłem się. – Złap mnie za rękę – wyciągnąłem dłoń w stronę Anielicy. 
- Po co? – Spytała. Ruchem głowy wskazałem na niebezpiecznie szybko przybliżającą się postać archanioła. Odwróciła się i nic więcej nie mówiąc, złapała mnie. Wbiegłem w tłum, który zebrał się by wspólni oglądać tęczę. 
- Chyba nam się udało – zaśmiałem się, kiedy wbiegliśmy do parku. 
- Ledwo – kąciki ust Dark uniosły się odrobinę. – Fajny bieg. 
- Musisz się trochę wyluzować – pouczyłem ją, poprawiając wpadające mi na oczy, włosy. - Wtedy ludzie bardziej cię polubią. I nie możesz tak wszystkich gromić swoim spojrzeniem. O właśnie tym – uśmiechnąłem się, widząc lodowate oczy Dark, wbite we mnie. – Chodź złośnico – ruszyłem przed siebie. Nagle stanąłem. 
- Ludzie nie muszą mnie lubić. Co jest znowu? – Warknęła, jednak umilkła. – Biedne zwierzę… - Spojrzała na leżącego pod ławką małego, czarnego owczarka. Przykucnąłem przy nim, ostrożnie wyciągając dłoń w jego stronę. Trącił ją nosem. Przejechałem palcami po jego boku. 
- Sama skóra i kości – szepnąłem, czując żebra. – Chodź mały – chwyciłem go ostrożnie, wyciągając spod ławki. Ściągnąłem z siebie marynarkę i owinąłem nią zwierzę. Wziąłem trzęsącego się z zimna, przemoczonego psa na ręce. 
- Jednak masz jakieś serce – rzuciła Dark żartobliwie. 
- Nie mogę patrzeć, jak zwierzę cierpi. Nie zasługuje na to. Będę musiał się zbierać – westchnąłem. – Dziękuję za spotkanie. Powinienem się zając tym maluchem. 
- W Piekle?
- A czemu nie? – wzruszyłem ramionami. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – skłoniłem się przed nią i zniknąłem. 


<Dark?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz