Położyłam się obok niego i zerknęłam na plaster.
- Coś ty dzisiaj robił, Ray? - westchnęłam i zasnęłam.
Wstałam wcześnie rano i ruszyłam na ,,żniwa''. Wróciłam o piętnastej. W salonie siedzieli rodzice Ray'a.
- Och, Lucy? - zdziwiła się matka.
- Dzień dobry.
- Gdzie byłaś? - zapytała babcia nagle wyrastając przede mną.
- W pracy - odparłam.
- W pracy? Och, to tylko nasz Ray taka pierdołka, że sam sobie nie poradzi? - zaśmiała się staruszka z niego, ale to ja poczułam się urażona. - Czym się zajmujesz dziecinko?
- Pracuje z zakładzie pogrzebowym - odparłam.
- Czyli, że...
- Kopię groby, ustalam gdzie kto spocznie, przygotowuję trumny...
- Och... to taka brudna robota. Nie boisz się przebywać przy martwych?
- Ich zimne ciała już nigdy się nie poruszą, czemu mam się bać? Na choroby mam alibi - dodałąm, choć nie wiedziałam co to znaczy.
- Lubisz robić to co robisz? - zainteresował się ojciec.
- Tak, uwielbiam.
Nie wiedziałam, że Ray stoi na schodach. Wyczułam go po jakimś czasie i pobiegłam za nim do jego sypialni.
- Czemu to powiedziałaś?
- Musiałam skłamać - odparłam przepraszającym tonem. - Nie mogę mówić na lewo prawo, że jestem Śmiercią.
Ray?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz