piątek, 10 lipca 2015

Od Viveren Cd Sky

Poszłam pod prysznic. Potem wysuszyłam włosy i wytarłam ciało. W pokoju, zamiast w piżamę ubrałam się w czarne jeansy, bluzkę w tym samym kolorze [ męska, sięgała mi za pośladki] i zarzuciłam na siebie czarną, taliowaną skajkę, bez zbędnych dupereli. Wciągnęłam czarne buty do kostki i wyszłam z pokoju.
Zapukałam cicho do Sky'a. Nie odpowiedział mi. Weszłam mimo wszystko.
- Sky, wychodzę - powiedziałam.
-Hę? - wychylił się zza książki.
-Jest pełnia, a moi przyjaciele z oddziału chcą iść świętować... wiesz poprzedni kucharz naprawdę okropnie gotował.
- Idziecie świętować, że umarł?
- Tak, a co? Na stypę nas nie zaprosili - prychnęłam. 
- I?
- I się cieszymy, że to koniec okropnego żarcia. Okey... widzimy się rano.
- Pa - mruknął.
- Nara. Nie obiecuję, że wrócę sama - powiedziałam wychodząc z mieszkania.

~północ~

- To przyjdź po południu z tym... no...
- Ray'em - podpowiedziałam dowódcy.
- Właśnie! Wypuszczę Gemini'ego, by po ciebie przyszedł.
- Okey - rozejrzałam się po pijanym towarzystwie. - Czemu tylko my nie jesteśmy pijani.
- Bo ty stwierdziłaś, że dziś nie pijesz, a ja jestem wilkołakiem z mocną głową - mruknął biorąc kielicha. - Ta karczma nie przeżyje do rana...
Po chwili spadł z ławki i chrapnął głośno.
- Widzę, że masz mocną - powiedziałam sarkastycznie.
- Bo mam! - wstał, otrząsnął się. - Ale wiesz, pełnia... - pokazał swoje włochate łapska.
- Daruj sobie dalsze picie - mruknęłam. - Wystarczy, że mam na głowie jedenastu pijanych kompanów. 
- I pomyśleć, że to wszyscy pół czarodzieje pój rycerze - zaśmiał się.
- Miałeś nadzieję, że trafi się wilkołak?
- Może... - zamyślił się dowódca Carter.
- Masz żonę - przypomniałam mu.
- Wieeem - spojrzał na mnie znacząco. - Ale za to ty jesteś jedyną kobietą sumując wszystkie pięć oddziałów.
- Sześć, nie pomijaj OBR.
- Ale... trytony działają pod wodą! Nie liczą się do naziemnych .
Przewróciłam oczami.
~ 2 w nocy~

Wchodziłam po stopniach kamienicy, byłam podporą dla pijanego, czarnowłosego towarzysza.
- Po kiego flirtowałeś z centaurem? - zapytałam.
- Jakbyś była pijana... - zaczął Jeff.
Kopnęłam go w piszczel.
- Au - mruknął i zatrzymaliśmy się przed drzwiami.
- Czemu ja cię tu zabieram, hę?
- Bo jako jedyny nie znalazłem panienki, która by poszła ze mną do łóżka, więc się nade mną zlitowałaś, bo nie chciałaś zostawiać mnie samego, na wpół spitego, przed karczmą.
- Doceń me dobre serce - mruknęłam i otworzyłam drzwi.
- Jeszcze jakbyś miała serce - prychnął.
Zamknęłam za nami drzwi i zaprowadziłam go do mojej sypialni.
- Mówisz tak, bo dziś nie poruchasz - powiedziałam.
- Nie? - zrobił smutne oczka.
***

Obudziłam się około dziesiątej.
Wstałam i poszłam do kuchni w samych majtkach i męskiej bluzce. 
- Dzień dobry - mruknął Sky. - Jak wieczorek towarzyski. Kac ci nie dokucza?
- Ja nie piję - mruknęłam.
- To czemu wglądasz jak zombie?
Spojrzałam na niego morderczo i westchnęłam.
- Bo zlitowałam się nad siedemdziesięcio kilowym umięśnionym worem bezmyślnego mięcha - syknęłam.
Chłopak odstawił szklankę soku i gdzieś poszedł. Poszłam za nim i zobaczyłam jak otwiera drzwi mojego pokoju.
- W sensie, że ten bezmyślny worek mięcha? -zapytał.
- Tak - mruknęłam i spojrzałam ponad jego ramię na czarnowłosego mężczyznę o idealnie białej skórze. Podeszłam do niego i dźgnęłam go palcem - Jeszcze żyje.
- Więcej nie piję - wymamrotał Jeff, podnosząc głowę.
Westchnęłam.
- Wiem, wiem... śpij dalej - powiedziałam łagodnie i pogłaskałam go po włosach.
Wyszłam z pokoju, a Sky zamknął drzwi.
- Ten koleś wygląda jak Jeff the Killer - mruknął.
- Bo... to jest Jeff the Killer - powiedziałam cicho.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Oczywiście - odparłam. - Ale on na serio ma na imię Jeff... a przez kilka wypadków na wojnie wygląda jak ten Jeff the Killer.
- Spałaś z nim? W sensie... no wiesz- zapytał.
- W sensie, czy go zaspokajałam? Nie. Od razu jak zrzucił ubranie to się położył i zasnął. Czemu cię to interesuje?
- Nie interesuje.
- To czemu pytasz?

Sky? Brak pomysłu i wyszło coś takiego -,-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz