- Miau - miauknął cicho.
Miziałam futerko kociaka, a ten mruczał, choć nie wychodziło mu to. Raz głośniej, raz ciszek i nierówno.
- No maluszku, chyba trafiłeś w dobre ręce - powiedział Azazel.
Na mojej twarzy pojawił się chwilowy uśmiech.
- Zrób to jeszcze raz.
- Co?
- Uśmiechnij się.
- Nie.
- Czemu?
- Czemu mam się uśmiechnąć?
- Do twarzy ci z tym, ślicznotko.
Zarumieniłam się.
- Uroczo - powiedział.
Zignorowałam te uwagę.
- Darkness...
- Tak? - spojrzałam na niego.
- Czemu patrzysz na mnie tak chłodno? Tak bardzo chcesz utrzymać swoją białą, nieskazitelną aurę?
Nie wiedziałam jakich argumentów użyć.
- Zastanawiałaś się czemu Bóg, gdy wypowiedział CIEMNOŚĆ pojawiłaś się ty?
- Bóg dając mi imię Darkness z góry obstawił, że upadne jako pierwsza. Moje imię jest przeciwieństwem imienia Lucyfera... Niosący światło - patrzyłam w przestrzeń. - Dlatego moją bliźniaczke nazwał Światło Dnia. Kolejne przeciwieństwo. Kolejny pretekst bym upadła.
- Chciałaś mu dać do zrozumienia...
- Nie. Chciałam mu pokazać, że taka czarna owca jak ja potrafi się trzymać białego stada. Jedyna czarna owca, przez którą miały upaść kolejne. A co się stało? Biała owca pociągnęła za sobą białe, a ta jedyna czarna pozostała czysta. Ale ojciec dalej mnie traktuje jak COŚ noepotrzebnego w niebie. Nigdy nie czułam tej jego 'miłości' o której opowiadał Michael. Mojej siostrze i trzeciej najczystrzej chciał dać archanielstwo. Na mnie nawet nie spojrzał. Tamte ze względu na mnie postanowiły dalej trwać jako anioły.
- Dark...
- Az... - spojrzałam na niego, a włosy odsłoniły moją zapłakaną twarz. Zdziwiłam się w duszy, że użyłam skrótu jego imienia. - Jeśli to komukolwiek powtorzysz...
- Nikomu, Dark - przybliżył się.
- Nie...
- Sprawiasz, że moja siostrzyczka płacze, Azazel - powiedział z odrazą imię.
- Misiek - Az uśmiechnął się, mimo że arch trzymał miecz.
- Darkness. Odsuń się od niego.
- Pa, Az - powiedziałam cicho przenosząc się z kotem i Michaelem do nieba.
***
Bawiłam się z kociakiem. Tydzień minął od mojego calkowitego otwarcia się Azazelowi. Nikomu tego nie mówiłam, nawet Day.
Gdzieś w tle dzwonił mój telefon. Wstałam i podeszłam do szafki. Wzięłam z lady telefon i poczekałam aż skończy dzwonić. Sprawdziłam ilość nieodebranych. 86 od Az'a przez ten tydzień. Telefon zadzwonił ponownie. Usiadłam na łóżku i odebrałam.
- Darkness - powiedział z wyraźną ulgą.
- Azazel...
- Brzmisz słabo - powiedział.
- Od mojego wyznania czuję się okropnie. Jesteś w niebie, prawda?
- Tak. Przerwa w rozprawie. Chcę się z tobą spotkać.
Zetknęłam na Daylight, która odłożyła książkę, siedząc na swoim łóżku. Posłała mi słaby uśmiech. Posłałam jej spojrzenie 'nie chcę, boję się'
- Dasz radę - szepnęła.
Kiwnęłam głową.
- Zaraz będę.
Rozlaczylam się.
- Wierzę w ciebie siostro - powiedziała Day.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Będę tym kim miałam być. Które mam złamać, Day?
- Szóste. Będę odpowiednie.
Wyszłam, a raczej wybiegłam. Dotarłam do czyścca. Az siedzial z fajką w ustach pod martwym, białym drzewem.
- Azazel.
- Darkness - podszedł do mnie.
Wtuliłam się w niego, ale tylko po to by powiedzieć:
- Pomóż mi stać się grzeszną - szepnęłam. - Dziś o osiemnastej w kawiarnii. Błagam przyjdź.
- Czy ja się przesłyszałem?
- Nie chcę tak trwać. Muszę zgrzeszyć. Złamać jedno z przykazań. Takie, które nie jest wielkim grzechem, ale wystarczające bym upadła.
- Które?
- Szóste.
Odsunęłam się i wróciłam do pokoju.
6. Nie cudzołóż...
Azazel? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz