- Aha... - Dodałem w myślach "To mi się przyda". Czułem się dziwnie w towarzystwie jej znajomych, zwłaszcza jednego. Nie czułem do niego braku zaufania, czy też go nie lubiłem, po prostu było dziwnie, czułem się nieswojo i niepewnie. Postanowiłem odejść gdzieś w głąb pomieszczenia, najlepszym i najbardziej oddalonym miejscem była toaleta. W połowie drogi trochę się rozluźniłem, jednak nie tak bardzo jak wszyscy zapewniali. Czułem, że kilka osób przewierca mnie wzrokiem, starałem się nie przejmować tym. Spociłem się między tańczącymi ludźmi, nie wiedziałem czy przez to, że było dość tłoczno, czy przez to, że intensywnie mi się przyglądano. W końcu dotarłem do mojego celu, lecz gdy złapałem za klamkę popchnięto mnie w stronę prostopadłej ściany. Zostałem przygnieciony do ściany. Spojrzałem na mojego oprawcę, była nim dziewczyna o bardzo ciemnych włosach w barwie atramentu. Włosy były rozpuszczone i układały się w delikatne fale sięgające do łopatek. Na sobie miała odrobinę obcisłą granatową sukienkę, a na to miała zarzuconą skórzaną ramoneskę ze srebrnymi zamkami. Miała bardzo białą skórę i zimne dłonie, dlatego wywnioskowałem, że jest wampirem. Nagle odezwała się swoim delikatnym, jednak z mocną, rockową nutką głosem:
- Witaj blondynku... Czuć od ciebie shimigamiego... Ciekawe wyzwanie... Szkoda by nie skorzystać... Więc jak się zwiesz... Człowieku?
- Nie specjalnie należy to do twoich interesów wiedzieć jak się nazywam. Jesteś bardziej zajęta zaczynaniem intryg...
- Och! Ale kotku- pokazała swoje zadbane kły- nie tak ostro.
Przejechała po mojej szyi, później zjechała po klatce piersiowej. W jej czarnych oczach przymknął bursztynowy błysk. Czmyknąłem pod jej ramieniem i nim zdążyła mnie złapać przytknąłem do niej jakiegoś czarnowłosego chłopaka. Dopiero później, gdy wchodziłem do łazienki zwróciłem uwagę, że dość mocno go do niej "przytuliłem", bo teraz się całowali i to dość namiętnie. Wszedłem do łazienki, przez ściany chciała przedrzeć się muzyka dudniąca z wielkich głośników. Przemyłem twarz nad kranem i stałem tak chwilę, bezsensownie gapiąc się w lustro. Pomyślałem, że muszę być beznadziejny skoro dopiero co przyszliśmy, a ja mam już dość. Spojrzałem na zegar i okazało się, że szybko ten czas minął, było już w pół do dwudziestej pierwszej. Coś mi przypominało to, że czas tak szybko leci, lecz nie potrafiłem sobie przypomnieć. Usłyszałem nagle otwierające się drzwi kabiny, a stamtąd wyszedł białowłosy chłopak, znajomy Lucy, zapomniałem jak się nazywał, podejrzewałem, że Adrian...
< Lucifera? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz