Nie zdziwiłam się kiedy zemdlał. Przy posągu czuć wyraźnie śmierć, którą źle odbiera ciało człowieka.
Po chwili, kiedy Ray na mnie spojrzał, za filarów i draperii wyszło trzech shinigami. Z krokwi zeskoczyło jeszcze dwóch.
- Lucy! - zawołała czerwono włosa kobieta.
- Carmen - mina mi zrzedła.
- Jak ja się cieszę, że cię widzę.
- Nie odwzajemniam - mruknęłam. - O ile się nie mylę, to ty liczyłaś, że mnie wywalą ze świata śmierci.
- Po co nam taki egoistyczny shinigami jak ty?
Różowo włosa dziewczyna, o oczach tego samego koloru, podeszła do Carmen i strzeliła ją w pysk.
- Za to ty jesteś najbardziej arogancka - powiedziała różowo włosa. - Nie wywalili by Lucy, jest świętym shinigami tak jak Adrian i dziesięciu innych bogów śmierci.
- Świętych też wywalają - mruknęłam pod nosem, ale tylko Ray to słyszał. - Chodź do ogrodu - powiedziałam do niego.
Złapałam go za nadgarstek w chwili kiedy wybuchła zażarta kłótnia między Różowo włosą Lili a Carmen. Inni shinigami podzielili się i bronili danej dziewczyny.
Ja i Ray wyszliśmy tylnym wejściem. Ogród był zadbany. Rosła tam wiśnia, róże, magnolie. Była sadzawka z rybami i wyglądający jak domek dla ptaków, dom wróżek, które doglądały truskawe rosnących przy żywopłocie z poison ivy.
Ray?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz