- Większość ludzi szuka teraz swoich telefonów, paszportów i dokumentów. Tu nie ma nic do roboty. Jest tylko jedna, główna ulica, a przy niej kluby, kasyna, salony tatuażystów i hotele... no i burdel.
- Nic do zwiedzania nie ma?
- Nic - westchnęłam. - To nie jest miasteczko turystyczne - odparłam jedząc musli.
- Rozumiem...
Odłożyłam tacę na szafkę nocną.
- Kiedyś marzyłam, by przydzielili mi Las Vegas... ale są tu Veroni, Clara, Armoteusz...
- Znasz większość shimigamich, co nie?
- Tych ze starszego pokolenia.
- Czyli też tysiąc letnich?
- Trzystuletnich... jest tylko jedenastu shimigamich z tysiakiem na karku, pięćset z pięćsetką na karku, a reszta do poniżej czterystu i młodziaki.
- Jesteś najstarszym z shimigamich?
- Ja, moja matka, trzy osoby z rady, Nanami, Adrian, moja różowo-włosa przyjaciółka Yui pisząca mangi, która była w świątyni, Gabriel.... Jonathan, Mey i Kuroko.
- Wymieniłaś dwunastu...
- Serio? - policzyłam w myślach. - Ach... Jonathan się zbuntował i już nie zalicza się do świętych shimigamich... w sumie... to przez radę jest już skreślony. Uciekł, a rada go tropi, kiedy go znajdą, dadzą mi namiary... Nie powinnam ci tego mówić.
- Widzę, że nie chcesz tego ukrywać.
- Nie ma kary za zdradzenie tego... ale... przynoszę śmierć zbuntowanym shimigamim oraz tym, którzy nie przestrzegają prawa... w ciągu roku wybijam trzech żywych shimigamich i karzę bądź zamykam w klatkach dusze shimigamich z drugiego świata...
Nie mogłam tego trzymać w sobie, musiałam mu powiedzieć, mimo, że się bałam.
Ray?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz