Zaczęło się zciemniać, a nie zamieniłem z nią ani jednego słowa oprócz jej oświadczenia. Zacząłem się rozglądać, wypatrując chodzące trupy. Poczułem się jak w jakimś horrorze o zombiakach. Z lasu po woli wychodziły żywe trupy, które jęczały głośno. Złapałem mocno za wodzę, nie bałem się, niby czego miałbym się bać, przecież już nie żyją, gorzej by było gdyby jednak żyli. Szybko znalazły się przy wozie, Lucifera kopała je po głowie, albo odcinała całkowicie łeb, z tętnicy szyjnej umarlaków tryskała krew, ale taka śmierdząca zgnilizną. Ze strony Lucy było około sześcioro zombie i cały czas ich przybywało z mojej nadchodziło dwóch. Dziewczyna walczyła z coraz większą hordą, a ja starałem się odgonić martwe istoty, spojrzałem na tego bliżej, jego głowa dydnała we wszystkie strony. Był bardzo blisko, złapał mnie za stopę i próbował ją ugryźć, ja jednak na to nie pozwoliłem. Szybko wyrwałem kończynę i wstałem, zdając się na instynkt i inteligentność koni. Kopnąłem mocno trupa i powiedziałem:
- Nie. Będziesz. Mnie. Tu. Gryzł. Gnojku. Podgryzaj. Sobie. Kolegę. Po. Fachu. - Naciskałem na każde słowo, przy ostatnim głowa zombi odpadła i poturlała się w stronę lasu. Drugiemu umarłemu się nie udało dotrzeć, złapałem za wodzę i spojrzałem w stronę fioletowowłosej, doskonale sobie radziła. Była prawie cała w krwi. Uśmiechnąłem się na ten widok. Walczyła jeszcze długą chwilę, aż oczyściła całe otoczenie. Opadła na siedzenie i zamknęła oczy, szybko zasnęła. Po drodze zaatakowało nas jeszcze kilka zombie, ale sobie z nimi poradziłem sam, nie chciałem jej budzić, przecież też potrafię korzystać z broni. Przyglądałem się śpiącej dziewczynie, ale szybko odwróciłem wzrok...
< Lucifero? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz