Przyjrzałem się siniakowi w kształcie serca. Zaśmiałem się i powiedziałem:
- Zapewne wszyscy będą mnie brać za amorka... Albo za zakochanego, ale wątpię by ktoś tak pomyślał. - Wstałem i odszedłem w stronę bagażu, wyszukałem jakieś bagietki i wróciłem, po drodze podając jedną Luciferze. Usiadłem na ziemi i powiedziałem, uśmiechając się:
- Smacznego. - Dziewczyna kiwnęła głową i zaczęła dłubać pieczywo. Ja odgryzłem dosyć spory kawałek, który szybko zniknął. Spojrzałem w stronę mężczyzny, który właśnie się obudził, powiedział:
- Dzień dobry! - I ziewnął przeciągle.
- Dzień dobry- odparłem z mniejszym entuzjazmem.
- Lucifero ty drżysz! Zimno ci? - Nie zdążyła odpowiedzieć, usiadł koło niej, przejeżdżając niby przypadkiem po jej szyi, przewróciłem oczami. Spojrzałem w inną stronę, pomimo, że nic specjalnego mnie z nią nie łączyło (nie wliczając faktu, że mnie uratowała, a co za tym idzie straciła pracę na rok), to i tak coś mnie ukuło, jakieś dziwne uczucie. Słońce wstało już wysoko, oświetlając okolicę. Dokończyłem posiłek i czekałem aż w końcu ruszymy. Nie spojrzałem w ich stronę...
< Lucifero? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz