- Bardzo mnie pocieszyłaś. No, ale dobrze, że nikt z nas nie zaczął walki, pewnie bym przegrał... - Przyjrzałem się dokładnie czarnowłosej dziewczynie, ciekawiła mnie. U niej widoczne było to, że nie jest stąd. Miała dość długie, czarne włosy rozpuszczone i delikatnie układające się na ramionach. Jednak w jej wyglądzie najciekawsze były oczy o barwie szkarłatu. Moje miały mdły, ledwo dostrzegalny niebieskawy kolor. Szybko zwróciłem wzrok, by jej nie speszyć, ale normalnie bym się nie przejął. Kot zaczął mruczeć wylegując się w moim obięciu, powiedziałem udając ogromne urażenie:
- O! I teraz to się wylegujesz, po tym jak zwiałeś? Nie ma tak łatwo, do domu wracasz na piechotę, nie będę ciebie niósł. Za ciężki jesteś...
Kot fuknął urażony i wbił lekko we mnie pazurki. Zaśmiałem się cicho i przeczesałem automatycznie włosy palcami z jednej z dłoni. Nie wiedziałem czy dziewczyna chce ze mną rozmawiać, czy też nie. Z doświadczenia założyłem, że to drugie, no, bo przecież nikt nie chce rozmawiać z albinosem, który dodatkowo nawet nie jest jednokrwisty, jest mieszanką dwóch wrogów. Westchnąłem cicho i nagle poczułem krople deszczu na nosie. Siła opadów szybko zmieniła się z kilku kropel do całego muru deszczu. Krzyknąłem próbując przebić barierę szumu:
- Uciekamy?
Podszedłem do niej i nakryłem ją swoją bluzą. Powiedziałem:
- Potem możesz mnie okrzyczeć, że potrafisz radzić sobie sama i tak dalej, ale teraz radzę się gdzieś schować i lepiej by nie był to środek lasu, czy polany.
Nagle poczułem bijącą od niej moc, ale nie było możliwe by nie wiedziała, że ma korzenie magiczne, wtedy bije inna forma mocy, mniej okiełznana. Złapałem ją za ramiona i teleportowałem się do mojego mieszkania. Konia nie zostawiłem, jego również teleportowałem, ale w inne miejsce by nie zmókł. Do najbliższej stajni, która była dwadzieścia minut od mojego mieszkania. Ruszyłem do łazienki po ręczniki, pomimo, że szybko siebie i ją okryłem byliśmy mokrzy. Z moich ubrań kapało na podłogę. Dałem jej drugi ręcznik i ruszyłem do sypialni by się przebrać i dać jej coś na zmianę...
***
Byłem już gotowy, a na ręce trzymałem ubrania dla Viveren. Spojrzałem przez okno i ujrzałem grad. Jeszcze tego brakowało. Ruszyłem do kuchni i gdy znalazłem się w mojej kuchni położyłem pakunek na wyspie kuchennej, przed czarnowłosą. Powiedziałem:- Tutaj masz bluzkę z Nirvany i jakieś spodnie... A i nie martw się o konia, zaprowadzę ciebie, tylko może lepiej nie teraz, bo za oknem pada grad wielkości piłek pinpongowych... Nie zamierzam robić nic dziwnego w twoim kierunku. - Zamachałem rękoma, w geście obrony- Są dla ciebie dwie opcje, pierwsza pokój gościnny, albo, że teleportuję ciebie do twojego mieszkania, domu, czy czegoś innego. Więc masz wybór. Powiem tylko, że według niektórych osób robię dobre śniadanie i kawę...
Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę wieszaka na ubranie na dwór. Podniosłem skórzaną kurtkę i patrzyłem na dziewczynę, oczekując odpowiedzi. W radiu grał jakiś stary numer piosenki, który szybko wpadał w ucho, zacząłem delikatnie kiwać głową to w prawo, to w lewo...
< Viveren? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz