- Przyszedłeś?... No dobrze, chodź.
Złapał mnie za ramię i zaciągnął w stronę chłodziarki, doktor cały czas się rozglądał, czyli jak zwykle. Po pięciu minutach znaleźliśmy się w przechowalni na krew, spytał cicho, podchodząc do lodówki:
- Czego potrzebujesz?
- Około dwóch litrów.
- Co?! Czemu tak dużo?!
- Wcześniej brałem więcej i ci to nie przeszkadzało!
- Teraz jest inaczej... Mogę dać ci tylko jedną saszetkę...
- Niech będzie...
***
Przechodziłem koło jakiegoś budynku, było już ciemno, a większość lamp nie świeciła. Poczułem znajomy zapach, jednak nie chciałem go badać. Na ławce siedziało trzech mężczyzn popijając piwo. Było czuć od nich z daleka odór alkoholu. Starałem się ich ominąć, lecz oni mnie zauważyli:
- Ty blondas... Nie za jasne masz te włosy.
Starałem się ich ignorować, ale podeszli do mnie z butelką. Odpowiedziałem:
- Nie jestem blondynem, tylko albinosem...
- Yyyy... A weź się zamknij!
- ... To taka choroba jakbyś nie wiedział.- Powiedziałem delikatnie się uśmiechając. Ten gadatliwy rozbił dno butelki by przygotować ją na atak. Okrążyli mnie, a ja nie chciałem nic im zrobić, jeśli będę zmuszony to, to zrobię. Jeden chlasnął mnie z pięści w twarz, a mi nie udało się uchylić, nie skupiłem się. Walnąłem go mocno w potylicę i dodałem- Podobno ludzie uważają wampiry za zarazę, czy to jest prawda?
Patrzyli na mnie jak na idiotę, co za ironia. Odezwał się inny, ten mądrzej wyglądający:
- Tak, ludzie tak uważają, chociaż nie wszyscy... Ale przecież wampiry, czy wilkołaki nie istnieją.- Zaśmiałem się głośno i odpowiedziałem:
- Tak uważasz? To nie wiesz z kim rozmawiasz... To skoro uważasz, że wampiry nie istnieją to wyjaśnij mi to- Wyszczerzyłem zęby, ukazując kły. Jeden prawie zemdlał, lecz inni go podtrzymali. Następny, ten gadający zamachnął się na mnie z butelką, ale ja powaliłem go na ziemię...
< Eva? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz