sobota, 2 maja 2015

Od Lucifery CD Ray

Obudziłam się wtulona w męskie ciało, które obejmowało mnie dodatkowo ramionami. Jak...? Odsunęłam się do niego gwałtownie. Czemu zgodziłam się na jeden pokój? Aaah!
Chłopak wybudził się patrząc na mnie zdziwiony. Pamiętałam tylko tyle, że miałam koszmary.
Między nami panowało milczenie, podczas którego patrzyłam na niego z lodem w oczach. Moje spojrzenie mogłoby zabić.
- Lucy... - zaczął.
- Kiedy mam koszmary, to mnie obudź - powiedziałam beznamiętnie z nutką obrzydzenia w głosie. 
-Ale...
- Milcz - wstałam i poszłam się przebrać za parawanem. 
Wyszłam gotowa do dalszej podróży. Spojrzałam na łóżko, zasłaniając większość twarzy czarnym kapturem. Ray siedział na łóżku wpatrując się we mnie.
- Na co się gapisz? - zapytałam, a on się wzdrygnął i spuścił wzrok.
Chłopak wygramolił się z łóżka i poszedł za parawan, by się ubrać. Służka nimfa przyniosła dla nas śniadanie. Jakieś bułki, sery...
Nie byłam głodna, ale wzięłam jabłko. Usiadłam na krześle i wgryzłam się w nie. Twarde i słodkie... uwielbiam takie. 
Ray usiadł na przeciw mnie. Wlepił wzrok we mnie, po czym spojrzał na nasze śniadanie.
- Nie jesteś chyba głodna, co? - zapytał, próbując nawiązać rozmowę.
- Jabłko mi wystarczy - odparłam odgryzając kolejny kawałek owocu.
Chłopak zaczął jeść kanapkę, którą ówcześnie sobie zrobił.
Milczał zerkając co jakiś czas na mnie. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zrezygnował, kiedy wstałam.
- Chodź. Im szybciej się stąd wyniesiemy tym lepiej - powiedziałam biorąc nasze torby.
Kiwnął głową i wyszedł za mną z gospody.
- Nie zamierzasz zapłacić za nocleg? - zapytał.
- Hę? Co mi szkodzi wróg, skoro jest śmiertelny... - westchnęłam.
Spuścił wzrok, ale po chwili uświadomił sobie, że niosę jego torbę.
- Zostaw - powiedziałam, kiedy chciał mi ją zabrać. - Moja rasa się tak szybko nie męczy jak twoja.
Zauważyłam powóz zaprzężony w dwie klacze, który na przyczepie wiózł dwie skrzynie, trzy wory wypełnione zapewne nasionami i klatkę z kurczętami.
Kupiec stał obok powozu, ale po chwili usiadł na miejscu woźnicy.
- Ej! - zawołałam. 
Odwrócił się w moją stronę.
- Czegoż pragniesz piękna kobieto? - zapytał patrząc na mój dekolt.
- Jedziesz do zamku? - zapytałam.
- Zmierzam w tamtą stronę - przyznał z dziwnym uśmieszkiem.
- Świetnie, zabierzesz nas tam.
- Wszystko kosztuje... ślicznotko - powiedział kupiec młody i całkiem przystojny blondyn o szarych oczach pochylając się nade mną i biorąc w palce kosmyk moich włosów.
- Przyjmuję twój sposób płatności, ale nie płacę z góry - powiedziałam. 
- Pewnie zdajesz sobie sprawę, że podróż trwa pięć dni. Tak? W takim razie wsiadaj... chwila... a on?
- Mój towarzysz. Też jedzie - odparłam.
- Przy skrzyniach znajdzie się dla niego miejsce - powiedział niechętnie.
Ja usiadłam obok kupca, a Ray obok jakiejś skrzyni za nami.
Mężczyzna popędził konie.
- Twa godność? - zapytałam.
- Jestem Alexander Storm, czcigodna - odparł. - A Wy?
- Jestem Lucifera Black, a to Ray Sou - powiedziałam.
- Miło mi poznać -mruknął za nami Ray.
Szybko opuściliśmy miasto. Znosiłam z rezerwą podrywy Alex'a.
Jednak po południu nie wytrzymałam. Wstałam i poszłam na przyczepkę, by usiąść obok Ray'a.
Nie uraczył mnie spojrzeniem.
- Ray. Przepraszam za poranek - szepnęłam.
Zerknął na mnie kątem oka.
- Co zrobiłem, że... - zapytał również szeptem.
- To nie twoja wina. - odszepnęłam.
- Powiesz mi...
- Nie teraz - posłałam mu słaby uśmiech i cmoknęłam go w policzek. Wróciłam na swoje poprzednie miejsce przy Alex'ie. Wsłuchałam się w odgłos kłusujących koni. Próbowałam uspokoić swoje serce. Lucy uspokój się... to był pocałunek na przeprosiny - wmawiałam sobie.

< Ray? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz