- Cześć Viveren. Co ci się stało, że jesteś aż tak zabandażowana? Aaa walczyłaś... Przemyć ci te rany? - Zapytałem idąc do kuchni. Postawiłem zakupy na wyspie kuchennej i zacząłem je rozpakowywać. Gdy wszystko rozpakowywałem odetchnąłem głęboko i podszedłem do Viveren. Sprawdziłem wszystkie bandaże i niektóre były do zmiany. Podniosłem dziewczynę w pasie i zaniosłem do salonu. Posadziłem ją na kanapie i ruszyłem po apteczkę. Usiadłem koło niej i zacząłem po woli ściągać bandaże i wrzucając do ówcześnie przygotowanego kosza na śmieci. Przemyłem jej rany wodą utlenioną, nie chciałem sprawiać jej dodatkowego bólu spirytusem. Ułatwiłem zrastanie i gojenie się ran i zabandażowałem je wysterylizowanym opatrunkiem. Powiedziałem:
- Połóż się i odpocznij. Zrobię ci coś do jedzenia, będę się starał by nie było bardzo tłuste.
Postanowiłem zrobić ziemniaki z piersią z kurczaka...
***
Podałem talerz z potrawą Viv i powiedziałem, siadając koło niej:
- Nie wpadło mi nic innego do głowy... Starałem się wykorzystać jak najmniej tłuszczu. Smacznego.
Pocałowałem ją w policzek i zabrałem się za swój talerz. Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na czarnowłosą...
< Viveren? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz