poniedziałek, 29 czerwca 2015

Od Darkness Cd Azazel

- Darkness - zawołał ktoś za mną.
Michael odwrócił mnie ku sobie i przytulił.
-Nic ci nie jest? - zapytał.
- Wszystko dobrze... - odparłam melancholijnie
- Wyglądasz blado.
- Michaelu, naprawdę nic mi nie jest...
Przeniósł nas do nieba.
- Choć, zrobię ci kakao - pociągnął mnie w stronę kuchni.

***

Z żołądkiem wypełnionym kakao weszłam do swojego pokoju. Padłam na twarde łóżko [ lubię twarde]. 
Nie mogłam przestać myśleć o Azazelu. Szarpnęłam się za włosy, ale to też nie pomogło. 

~Dwa tygodnie później~

-Michael, czemu ty bierzesz udział w takich mało ważnych sprawach jak ''walka o duszę''? - zapytałam.
- Mmm... by kłócić się z Azazelem. A co? Chcesz mnie dziś zastąpić siostrzyczko?
- Nie, chce towarzyszyć.

***

Po tym jak przyłączyłam się do kłótni z mocnymi argumentami, sędzia ogłosił przerwę. Co dziwne miała ona trwać półgodziny. Chyba będzie trzeba zmienić sędzię. Podsunę tę myśl Rafałowi.
Siedząc na ławce w ogrodzie obok budynku w którym była ta ''walka'', czułam się samotna. Nie wiem czemu. Wydawało mi się, że to przez Daylight, która dostała urlop i wraz z kilkoma anielicami pojechała na wyspy tropikalne.
Poczułam dym papierosów i obecność za plecami.
- Mogę się przysiąść? - zapytał.
- Siadaj.
- Chcesz? - podsunął mi papieros pod usta.
Skrzywiłam się z wyrazem niesmaku i odwróciłam głowę odchylając się w tył.
- Coś się smuci? - zapytał.
- Czemu tak sądzisz?
- Czuję to.
- Nie będę się widziała z moją bliźniaczką przez najbliższe dni - nie wiem czemu, ale mu to powiedziałam.
Nie odpowiedział.
- Co u tego pieska...?
- Polepszyło mu się - odparł.
Kosmyk włosów opadł mi na twarz. Upadły wciągnął rękę i zagarnął go za moje ucho, dotykając przy tym mój policzek.
- Łapy precz od mojej siostry - odezwał się grobowo Michael, pojawiając się przed nami.
- Michael, nie potrzebuję cało-wiecznego nadzoru - powiedziałam.
- Póki adoratorzy się do ciebie kleją... potrzebujesz. Chyba nie chcesz być taka jak on? Nie chcesz upaść, prawda?
Spuściłam głowę.
- Nie chcę - powiedziałam cicho i zadrżałam.
Michael opatulił mnie jakąś białą bluzą i zaciągnął kaptur na oczy, po czym mnie poklepał mnie po głowie.
- No, sis. Lecę po kawę. A ty Azazel...
- Tak, tak... bla bla bla... łapy od niej precz, bo odetnę mym zajebiaszczym mieczykiem, którym szpanuję na lewo i prawo.
Sięgnęłam, by zdjęć kaptur i wyczułam, że bluza ma jakieś trójkąty na kapturze - kocie uszka. 
Spojrzałam na Az'a kiedy Mich poszedł. Nie zdjęłam jednak kaptura.

Azazel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz