Otworzył oczy i zaczął gapić się w sufit.
- Nie śpisz?
- Nie mogę zasnąć...
Splótł palce z moją dłonią, która wciąż spoczywał na jego klatce.
- Zaśpiewać ci kołysankę -zażartowałam.
- Wątpię by to coś dało, ale możesz spróbować - posłał mi słaby uśmiech.
- Nie znam kołysanek, ale mogę Hallelujah Leonarda Cohen'a.
- Tą co śpiewałaś, grając w tym apartamencie?
- Jeszcze to pamiętasz - uśmiechnęłam się. - Tak, tę.
- Okey, lubię twój głos - cmoknął mnie w czoło, delikatnie.
- I've heard there was a secret chord - zaczęłam cicho, niespiesznie. Tonem jakbym śpiewała kołysankę dziecku. Wolną ręką, na której łokciem byłam wsparta, gładziłam włosy Ray'a. - Tah David play and it pleased the Lord... but you don't reali care for music, do you? - resztę zwrotni tak jak i kolejne pięć, albo sześc śpiewałam równie cicho i delikatnie.
Skończyłam i delikatnie pocałowałam chłopaka w skroń.
Otworzył jedno oko i ziewnął.
- Dobranoc, Lucy - powiedział.
Po kilku minutach zasnął. Wygramoliłam się z łóżka i zeszłam do kuchni. Miałam wielką ochotę na wodę z lodem.
Kiedy zalałam lód chłodną wodą, mama Ray'a weszła do kuchni.
- Zgłodniałaś? - zapytała z uśmiechem.
- Nie... najadłam się piknikowym obiadem z Ray'em - odparłam, biorąc łyk. - Bardziej to była kolacja...
- Rozumiem - uśmiech nie schodził jej z twarzy, może dziś miała dobry dzień?
Zaczęła przygotowywać kanapki dla siebie, męża i babci ,która również weszła do kuchni.
- Lucifera? Gdzie Ray? - zapytała babcia.
- Śpi - odparłam.
- Dopiero wpół do dwudziestej - powiedziała matka.
- Tak, jutro wcześnie wstaje - spojrzałam na babcie. - Ma jutro dużo pracy.
Babcia zrozumiała moje spojrzenie i kiwnęła prawie niezauważalnie głową.
- A ty Lucifero? - zapytała babcia.
- Od ósmej do dwunastej - odparłam. - Tylko kilka... zleceń. Potem jeszcze muzę udać się do administracji i biblioteki.
- Po co do biblioteki? - staruszka, najwyraźniej zrozumiała, że chodzi o bibliotekę shinigamich.
- Po książkę, po co by innego? - wyszłam z kuchni a babcia za mną. - Musze znaleźć jego książkę - powiedziałam tak by tylko była anielica usłyszała.
- Nie rozumiem - odparła staruszka.
- Chcę ją z tam tond zabrać, oczywiście ''wypożyczyć''. Nikt tam na szczęście nie sprawdza. Kiedy osoba umiera jej książka idzie do archiwum, kiedy osoba staje się nieśmiertelną istotą, książka się spala i wylatuje jedynie niezapisana kartka, na której pojawi się jak umrze ta istota. Kiedy to się stanie z książką Ray'a, chcę tę kartkę schować w swoim pokoju.
- Pojawi się od razu data i okoliczności?
- Przyszłość zapisana w księgach wyprzedza teraźniejszość tylko o trzy minuty, ale po co się stresować... Wasz Pan potrafi wskrzesić anioły, jakby co, prawda? Chcę tylko, by nikt nie zapisał tej kartki, jeśli znajzdzie ją na podłodze biblioteki.. .albo - zadrżałam - zniszczy.
***
Przed dwudziestą drugą położyłam się obok Ray'a i zapadłam w lekki letarg.
RAy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz