Odpowiedziałem:
- Nic się nie stało, przyzwyczaiłem się. Trudno mnie doprowadzić do zdenerwowania... Najważniejsze, że nic ci się nie stało... Nie żeby mi szczególnie zależało na tobie, tylko ja zawsze martwię się o żywe istoty... - Po krótkiej chwili dodałem - Przyniosę ci coś do jedzenia byś nabrała siły, potem możesz odejść.
Wstałem z łóżka i ruszyłem do jasno szarej kuchni. Odgrzałem naleśniki na patelni z masłem, nałożyłem na jednego masło czekoladowe z dżemem, a na drugi twaróg. Złapałem za jakąś drewnianą tacę i dałem tam talerz z naleśnikami i sok multiwitaminowy. Zaniosłem to do dziewczyny i powiedziałem:
- Smacznego. Ubrania są w łazience, wyprane i suche, jak wyjdziesz z pokoju to na lewo.
Rozejrzałem się odruchowo po pokoju. Viveren bardzo ciekawiła mnie swoimi jestestwem, ale nie będę jej namawiał do zaprzyjaźnienia się, prawie zawsze źle się to dla mnie kończyło. Zapatrzyłem się w okno, potrząsnąłem głową i wyszedłem z pokoju. Usiadłem na barierce z balkonu. Niebo było pochmurne, dlatego też nie musiałem bać się o mocne oparzenia...
< Viveren? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz