Odparłem:
- Nie krępuje, przecież już ciebie bandażowałem.
Otworzyłem apteczkę i wyciągnąłem wodę utlenioną. Po kolei przemywałem rany, skończyłem na łydce, miała tam ugryzienie, tylko nie do końca wyglądało to na ugryzienie zwierzęcia. Prędzej jakiegoś goblina, jednak wolałem nie wnikać. Lecz i tak sobie to wyobraziłem jak ona wysyła tego goblina w przestrzeń, mimowolnie się zaśmiałem. Viveren zapytała:
- Z czego się śmiejesz?
- A coś mi się przypomniało. A co, to już niebezpieczne się przy tobie śmiać? Zapamiętam.
Podszedłem ponownie do apteczki i wyciągnąłem gazy i specjalną taśmę. Pierwszą przyłożyłem do ramienia i przykleiłem z każdej strony. Najdłuższe rozcięcie było od żeber do kości miedniczej, zużyłem połowę paczki opatrunku. Powiedziałem:
- Może ci się nie wygodnie chodzić.
Opatrzyłem plecy i nogi, na sam koniec dekolt. Później odsunąłem się i uśmiechnąłem się, nie bojąc się ukazywać kłów. Powiedziałem:
- Ta da!
I powoli przeszedłem koło niej, mówiąc:
- Ja pójdę posprzątać, a ty się ubierz i rób co chcesz, rozgość się i tak dalej...
< Viveren? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz